Samotna jazda po Lasku Wolskim. Świeży śnieg - to trzeba było wykorzystać. A najlepsze w tym wszystkim było to że udało mi się umyć rower w wannie pod nieobecność żony :-D
Pierwotnie miałem jeździć półtorej godziny, ale samotna jazda po zmroku, w lasku gdzie nie ma ani jednej żywej duszy przerażała mnie na tyle że postanowiłem skrócić jazdę i wrócić wcześniej do domu.
No i tak...z racji przeziębienia odpaliłem trenażer. Pierwsze 40 minut w tlenie w rytmie 3 etapu Tour of Qatar. Następnie 30 minut w rytmie treningu Sufferfest "The FightClub".
Chociaż pogoda była dzisiaj bardzo nierowerowa to starałem się zrealizować plan i wybrać się na mocniejszy trening. Mimo padającego śniegu i temperatury bliskiej zeru o 10:15 zjawiłem się na cichym kąciku.
Spodziewałem się większej ilości osób, ale była nas tylko piątka. Czyli stali bywalcy w niepogodę.
Z Krakowa ruszyliśmy typową trasą przez Liszki i Alwernię. Następnie skierowaliśmy się na Zator. Z powodu niezjedzonego śniadania za Zatorem odcięło mi prąd. Szczęśliwie Kazimierz Korcala został ze mną i doholował mnie do Krakowa.
Korzystając z faktu że miałem trochę później do pracy, zabrałem się z Cichym Kącikiem na niedługi trening. Tempo jak na tę porę roku było bardzo mocne.
Z domku zaraz po pracy ruszyłem do Lasku Wolskiego w nadziei że spotkam kogoś znajomego. Niestety wieczór zbliżał się a w Lasku nie było ani jednej żywej duszy. Piękny zachód słońca i ciepłe powietrze. Z powrotem przez Bielany pojechałem do Tyńca. Tam dwie rundki, bulwarami i powrót do domu.
Mieszkam w Krakowie na Bronowicach. Najczęściej jeżdżę szosówką po okolicznych drogach. Staram się w miarę często i regularnie startować w Maratonach MTB i Szosowych (z przewagą tych drugich).