Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2012

Dystans całkowity:410.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:18:00
Średnia prędkość:22.78 km/h
Maksymalna prędkość:79.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:187 (95 %)
Maks. tętno średnie:157 (80 %)
Suma kalorii:4883 kcal
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:68.33 km i 3h 00m
Więcej statystyk

Rowerem do pracy

Niedziela, 25 marca 2012 · Komentarze(0)
Wbrew wszystkiemu i wszystkim znów podjąłem próbę dojazdu do pracy na rowerze. Wyjechałem w niedzielę przy ładnej pogodzie i dość silnym wietrze. Na szczęście wiało w plecy więc po półtorej godziny byłem w pracy. Szybki prysznic i na dyżur.
Następnego dnia powrót - tym razem wbrew szefowi ;-)
Pechowo wiało tym razem w twarz. Spokojnym tempem dojechałem do domu co zajęło mi prawie dwie godziny.

Wiosna!

Niedziela, 18 marca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Zwykła jazda
Całą piękną sobotę spędziłem w pracy. Dzisiaj niestety też miałem dyżur ale dopiero od 17. O 10 zbiórka z kolegami pod Smokiem. Kierujemy się na Miechów gdzie odbywa się 10 godzinny Maraton, w którym miał startować kolega Spros.

Dość liczną grupką wyjeżdżamy z Krakowa. Tuż za Michałowicami jeden kolega odpada. Z kilometra na kilometr kręci mi się coraz lepiej i ku mojemu zdziwieniu prawie całą drogę do Miechowa pokonałem bez kryzysu i większego zmęczenia. Przy tak pięknej pogodzie i tak miłym towarzystwie czas bardzo szybko mijał.

W Miechowie dojeżdżamy pod Dom Kultury. Witamy kolegę Sprosa, który z powodu anginy nie startuje. Ponieważ czasu zostało mi coraz mniej szybko obieram drogę powrotną do Krakowa. Szczęśliwie nie jadę sam. Paradoksalnie droga powrotna mija mi jeszcze szybciej.

Przełajowo - błotnie

Piątek, 16 marca 2012 · Komentarze(0)
Powrót z pracy... żona na dyżurze. Wskakuję na przełajówkę i lecę do lasku wolskiego. Mam dość jazdy na szosie. Wpadam w teren i niestety okazuje się że zamiast normalnego terenu jest prawdziwe błoto i bagno. Ponieważ byłem już porządnie ubrudzony stwierdziłem że jadę dalej. Po niecałych dwóch godzinach byłem cały czarny. Rower trzeszczał z brudu. Niestety chyba zatarłem support :-(
Po powrocie do domu czekało mnie mycie roweru w wannie, mycie wanny, no i mycie siebie.
Ufff...jak dobrze że żona tego nie wdziała :-)

Piękna sobota i jazda z kolegami

Sobota, 3 marca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Zwykła jazda
Cóż za piękna sobota! Nareszcie nie w pracy i nareszcie pierwszy raz na szosówce w tym roku. Oczywiście wybór nie był łatwy (jeśli chodzi o rower) bo miejscami zalegał syf i trochę szkoda było szosówki...ale asfalty suche, pogoda idealna, a ja miałem już dość jazdy na zimówce i przełajówce.

Akurat się udało zwołać większą grupę i razem z 4 innymi kolegami, Bikeholikami objechaliśmy Jezioro Dobczyckie. Gdzieś zaraz za Krakowem przestał mi kontaktować licznik i raz na jakiś czas pokazywał prędkość i kilometry. W efekcie licznik zjadł mi trochę kilometrów :-(

Biorąc pod uwagę fakt że wycieczka obejmowała zgarnianie po drodze każdego z kolegów, plus wizyta w Myślenicach i pętelka do Osieczan to wyszło nieco ponad 100 km.

Piździło i padało, ale fajnie się jechało.

Piątek, 2 marca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Zwykła jazda
Trafiło mi się nareszcie, że po dyżurze wyszedłem z pracy w miarę wcześnie i mogłem wyskoczyć na dłuższą przejażdżkę.

Pogoda zdecydowanie nie sprzyjała rowerowym wojażom. Wiał wiatr, niebo było usłane szarymi chmurami. Okresowo padał delikatny deszcz. Ale zamiast siedzieć w domu na trenażerze wybrałem opcję świeżego powietrza.

Ubrałem się ciepło i przeciwdeszczowo, wskoczyłem na zimówkę i ruszyłem w kierunku Wieliczki. Zanim przebiłem się przez miasto, miałem serdecznie dość smrodu spalin - miałem to swoje świeże powietrze...
Minąłem Wieliczkę i udałem się w kierunku Bochni. Wiatr wiał w plecy toteż nie było ani zimno ani niekomfortowo, tym bardziej że deszcz przestał padać.

W Suchorabie zmieniłem trochę plan. Odbiłem w prawo na Niegowić - nigdy tak nie jechałem. Minąwszy Niegowić wbiłem się na drogę do Łapczyca - Gdów. No i zaczęło się, jazda pod wiatr. Na domiar złego zaczął padać deszcz i zrobiło mi się zimno.

W Gdowie odbiłem na Bilczyce i Wieliczkę. Przez tę walkę z wiatrem, miałem już dość jazdy a nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Chwila postoju pod sklepem wrzuciłem na ząb snickersa i ruszyłem do Wieliczki. Powoli jakoś doczołgałem się do domu.