Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2010

Dystans całkowity:451.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:17:13
Średnia prędkość:26.20 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:112.75 km i 4h 18m
Więcej statystyk

Ślub Ziemka

Sobota, 26 czerwca 2010 · Komentarze(3)
Kategoria Zwykła jazda
W domu remont, niechęć rodziców i żony do jakichkolwiek moich wyjazdów spowodowały że z trudem udało mi się z domu na rower, a dzień ten był dość nietypowy.

Kolega z grupy Ziemek brał tego dnia ślub i prosił kolegów z grupy by zrobić mu orszak weselny.

Z Krakowa ruszyliśmy w stronę Niepołomic. Gdy dotarliśmy do celu dzień było jeszcze za wcześnie, dlatego też pojechaliśmy jeszcze do puszczy. Po nabiciu kilkunastu kilometrów zawróciliśmy żeby zdążyć na orszak weselny.

Wszystko wyszło super i podobno zrobiliśmy prawdziwą furorę, co bardzo cieszy. Później na wariata musiałem wracać do rodziców, do Zakliczyna.

Przejażdżka mimo choroby

Sobota, 12 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Zwykła jazda
To był upalny dzień. Jak na złość przytrafiło mi się znów choróbsko. Już wczoraj czułem że mnie coś rozkłada, ale postanowiłem skorzystać z pogody, która jak widać ostatnio jest przepiękna.

No więc wyruszyłem o 8 rano (obecnie przeprowadziłem się do rodziców ponieważ mam remont w domu). Z Zakliczyna do Krakowa dotarłem w rekordowym tempie - coś koło godziny. Może to z racji że jechałem Zakopianką, a może dlatego że byłem jeszcze świeży. No nie wiem, w każdym razie już wtedy czułem się słaby.

O 9:10 byłem pod Smokiem, gdzie czekali na mnie koledzy. Po dołączeniu Kasi Galewicz ruszyliśmy w kierunku Kocierzy. Mieliśmy jechać przez Zator toteż skierowaliśmy się na Piekary, a stamtąd na Liszki. Już wtedy czułem że mnie przytyka, temperatura natomiast zaczynała powoli dawać w tyłek. Wszyscy poza mną byli jeszcze świeży i tempo narzucali coraz mocniejsze. Ja natomiast ledwo co żyłem, przytykało mnie coraz częściej i coraz mocniej bolało mnie gardło. Tuż przed Alwernią oznajmiam że odłączam się od grupy. Spokojnie w swoim tempie zawróciłem, po drodze zatrzymują się w sklepie żeby uzupełnić picie.

W Mnikowie kolejna przerwa na picie. Jak na złość nigdzie nie ma zimnego Powerade'a, o którym marzyłem przez dłuższy czas. Wypiłem syfnego Burn'a po którym miałem mega zgagę. Obrałem kurs na Kryspinów i byle szybciej do domu przez obwodnicę Krakowa i na Zakopiankę. Tam kolejna przerwa. Na Orlenie kupuję wymarzone dwie butelki Powerade'a. Żeby było śmieszniej sprzedawczyni pyta mnie czy tankowałem paliwo ;-)

Spokojnie w swoim tempie wracam do domu, wysuszony na wiór.

Zalew Dobczycki na wariata

Piątek, 11 czerwca 2010 · Komentarze(4)
Kategoria Zwykła jazda
Nareszcie dzień urlopu i wolne. W przełajce wymieniłem kierownicę na szerszą, wywaliłem te klamki przełajowe (zupełnie zbędne z resztą) oraz przymierzając się do nowego siodła do szosówki zamieniłem sobie na San Marco SKN.

Ruszyłem od rodziców z Zakliczyna - w związku z remontem w domu w Krakowie musiałem się wyprowadzić na kilka dni - w kierunku Myślenic. Coś słabo się czułem, gardo mnie pobolewało i zaczynałem kasłać, ale olałem to bo uważam że nie ma lepszej kuracji niż rower.

Zaraz przed Kornatką luzuje mi się siodełko i nos wędruje ostro do góry. Od tego momentu muszę jechać jak pedał z siodłem w dupie bo nie wziąłem sobie z domu kluczy :-( Do Dobczyc docieram bardzo szybko bo międzyczasie dostaję telefon od mamy że potrzebuje żebym wracał już.