Wpisy archiwalne w kategorii

Trening

Dystans całkowity:7362.00 km (w terenie 332.00 km; 4.51%)
Czas w ruchu:283:24
Średnia prędkość:26.41 km/h
Maksymalna prędkość:82.00 km/h
Suma podjazdów:16602 m
Maks. tętno maksymalne:190 (97 %)
Maks. tętno średnie:181 (92 %)
Suma kalorii:12208 kcal
Liczba aktywności:108
Średnio na aktywność:69.45 km i 2h 37m
Więcej statystyk

IC Kraków #3

Środa, 4 lipca 2012 · Komentarze(1)
Kategoria Trening
To był mój trzeci udział w Krakowskim IC. Z każdym razem jak jestem to zaczyna mi się podobać ta impreza.
Przed wyjazdem z domu miałem obawy o pogodę. Zastanawiałem się czy jechać, gdyż niedługo przed 16 zaczęło mocno padać. Na szczęście przejaśniło się, asfalty wyschły i mogłem na spokojnie wyjechać na trening.
Dzisiaj dla odmiany wziąłem szosówkę. Chciałem mieć pewność na ile przeczyszczony suport nadaje się do jazdy.
Jak zwykle na miejscu zbiórki było sporo kolarzy. Przyjechało trochę nowych osób.





O 17:35 ruszyliśmy na trasę. Jak zwykle do Swoszowic leciutko, na podjeździe do Wrząsowic ruszył odjazd. Starałem się zebrać z pierwszą grupą ale szybko doszedłem do wniosku że to kiepski pomysł, tym bardziej że nie czułem się jeszcze na siłach - pierwszy podjazd jest najgorszy.
Załapałem się do drugiej grupy. Podjazd do Świątników Górnych trochę przerzedził grupę. Ostatecznie pod koniec podjazdu nabrałem na tyle sił że udało mi się dotrzymać tempa mocniejszym. Szybko jednak spostrzegłem że z tyłu została koleżanka Beata z którą najlepiej mi się jeździ na IC (podobna forma), dlatego też zwolniłem tempa, a następnie razem dogoniliśmy grupę którą parę chwil wcześniej opuściłem.
W drodze do Sieprawia tempo było bardzo mocne, jechaliśmy na tyle szybko że na podjeździe za Sieprawiem dogoniliśmy pierwszą grupę. Niestety radość z dogonienia najlepszych nie trwała długo. Nasza grupka szybko opadała z sił i jechaliśmy swoim tempem.
Nawrót na Zawadę i znów mocniejsze tempo. Kilka osób zostaje z tyłu. Na zjeździe do Sieprawia gubię pompkę. Przez chwilę myślę żeby zostawić ją, ale kolejny wydatek nie był mi na rękę. Dlatego zwolniłem opuściłem grupę i zawróciłem. W międzyczasie minęło mnie dwóch kolarzy. Z ostatnim z nich zabrałem się na dalszą jazdę.
Bez motywacji jechałem dalej. Kolega rzucił hasło żeby gonić grupę z przodu. Jakoś bez większego entuzjazmu wziąłem się mocniejsze kręcenie. Na podjeździe do Gorzkowa udaje się nam dogonić kolarza przed nami. Wspólnymi siłami tasując się co chwilę dojeżdżamy do Grabówki, gdzie przyspieszamy a każdy z nas stara się zrobić jakąś ucieczkę.
Mniej więcej 3-4 km przed metą doganiamy Beatę. Na około 500 m zaczyna się walka, będąc na drugiej pozycji rzucam okiem za siebie, nie zauważając koleżanki. Przez to daję się wyprzedzić na ostatnich metrach.



Ogólnie to jestem bardzo zadowolony ze swojej formy. Kilometrów nie mam wiele, ale najważniejsze że czuję się mocny :-)

Mocniejszy trening po płaskim

Piątek, 29 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
Po 3 dniach dyżurowania wróciłem do domu...
Sił za bardzo nie miałem ale udało mi się wyciągnąć kolegę na rower.
Ponieważ kolega planował zrobić mocniejszy trening w celu przygotowania się do zawodów, nie pozostało mi nic innego jak przyłączyć się do jazdy. Przez Rząskę dojechaliśmy do Balic a następnie odbiliśmy na Zabierzów.
Po wolnej jeździe zaczęła się mocna. Po zmianach dojechaliśmy do Krzeszowic, następnie nawrót i z powrotem do Zabierzowa na pełnej mocy.
Ujechałem się jak głupi ale trening był dobry :-)

IC poraz drugi

Środa, 20 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
Dostałem dzisiaj porządnie w kość. Będąc na fali ostatniego IC postanowiłem wybrać się ponownie. Pogoda taka jak w ostatnich dniach - bardzo słonecznie i gorąco. O godzinie 17 byłem w miejscu spotkania. Zaraz po mnie przyjeżdża kolega Hrabia, a niedługo po nim liczna grupa pozostałych kolarzy. Zanim ruszyłem na IC pojeździłem trochę po Błoniach żeby rozgrzać mięśnie. Niestety czułem że jestem zupełnie bez formy, padnięty jak w weekend.

Ok. godziny 17:30 ruszyliśmy przed siebie na standardową trasę IC. Praktycznie za Swoszowicami ruszył odjazd. Tak jak ostatnio załapałem się do grupy w której jechała koleżanka Beata (obecnie szosowa mistrzyni Polski amatorów). Kręcenie szło mi bardzo ciężko. Nie mogłem złapać rytmu i zmuszałem się żeby wejść na wyższe obroty. Niestety bez większego efektu.

Tuż przed Sieprawiem dopadł mi poważny kryzys związany z niedopijaniem w trasie - przy takim upale jeden bidon to stanowczo za mało. Stojąc w obliczu odwodnienia w Sieprawiu odpuściłem jazdę i odbiłem na Świątniki Górne żeby wrócić do Krakowa, co jak się okazało było bardzo dobrą decyzją. Do domu dojechałem resztką sił a byłem tak odwodniony że nie mogłem ustać na nogach.

Cóż sam sobie jestem winien, tym bardziej że przed wyjazdem na IC objadłem się za bardzo i za mało wypiłem :-( Cóż następnym razem będzie lepiej :-)

Jazda w tlenie po IC

Czwartek, 7 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
Po wczorajszym IC pozostał mi jeszcze spokojny rozjazd w tlenie. To będzie ostatni trening przed mistrzostwami lekarzy, które odbędą się w sobotę. Czytając moje wpisy z poprzedniego roku nie widzę zbytnio swoich szans na uzyskanie jakiegoś dobrego wyniku.



Poprzez Kryspinów i Liszki udałem się w kierunku Alwerni. Plan był taki. Jadę 30 km trasą a następnie odwracam rower i wracam tą samą drogą. Ostatecznie na 30 kilometrze było odbicie w kierunku Rybnej. Długi podjazd a na szczycie zjazd w dół i z powrotem do Kryspinowa. W drodze powrotnej do domu przy Balicach o mały włos nie zostałbym potrącony przez idiotę w tirze, który wyminął mnie na centymetry a podmuch wiatru zza ciężarówki mocno mną zachwiał.



Próbowałem gościa gonić, żeby mu powiedzieć co o nim myślę ale niestety przejazd kolejowy oraz rondo nie spowolniły go skutecznie. Mając w myślach plan jazdy odpuściłem dalsze napinanie się.

Moje pierwsze I.C.

Środa, 6 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
W końcu udało mi się wybrać na IC. Do tej pory zawsze coś przeszkadzało, ale słyszałem wiele pozytywnych opinii o tej formie treningu. Tak więc zebrałem się na 17 na Błonia, przez które przebicie się nie było łatwe. Z racji odbywającego się treningu włoskiej reprezentacji na asfalcie wokół błoń było mnóstwo ludzi. Zajeżdżam na 17 a tam nikogo nie ma. Telefon do koleżanki, upewniam się że IC jednak jest.



Dopiero 5 minut po piątej przyjechało dwóch kolarzy. Przebicie się przez Aleje na Krudwanów też nie było łatwe. Kraków zakorkowany, wszędzie pełno policji. Dojeżdżamy do mostu nad autostradą, a tam na przystanku na wylocie w kierunku Swoszowic kolorowo od rowerzystów. W oddali widzę też niemało znajomych z grupy.



Łącznie było gdzieś ze 20 osób. Gdy wszyscy już byli, ruszyliśmy do Swoszowic. Wiedziałem że tempo będzie mocne, chociaż początek bardzo spokojny. Dojeżdżamy do lotnego startu. Pierwszy większy podjazd i poszła petarda. Tempo - wyścigowe.



Za cel obrałem sobie koleżankę która była najmocniejsza z dziewczyn, które dzisiaj się zjawiły. Najmocniejsi odjechali bardzo szybko, a ja razem z 4 osobami stworzyliśmy małą grupkę. Aha nadmienię jeszcze że jechałem na przełajówce. Szosówka jest rozebrana i pozbawiona koła (ale o tym dalej).

Tak czy inaczej, jak to ujęła Beata byłem dzisiaj spragniony ścigania. 3 dni spędziłem w pracy, dawno się nie ścigałem a do tego byłem ciekaw efektów zażywania od prawie 3 tygodni HMB i suplementów białkowych. Dojeżdżamy do Świątników Górnych. Serce wali jak szalone, momentami czuję jak gniecie mnie w nadbrzuszu, ale co dziwniejsze nogi są świeże jak nigdy. Olewam cały dyskomfort i staram się trzymać tempo wychodząc raz na jakiś czas na zmianę. Dojeżdżamy do Sieprawia i odbijamy na podjazd w kierunku Myślenic.

Nie lubię gór, zawsze mnie męczy wciąganie dupska. Już wolę walczyć z wiatrem na płaskim. O dziwo towarzysze nie przyspieszają a ja nie zwalniam. Raz na jakiś czas przy mocniejszym szarpnięciu coś mnie zagniecie za mostkiem, ale powtarzam sobie że to dobra okazja do sprawdzenia się przed sobotnim wyścigiem i dociskam pedały mocniej żeby nie odpaść.

Przed Polanką odbijamy w lewo i wracamy do Sieprawia. Nogi super, serce zostaje w tyle. Z Sieprawia udajemy się w kierunku Wieliczki i ten paskudny podjazd w Gorzkowie. Myślę sobie - "teraz na pewno odpadnę". Ku mojemu zdziwieniu nogi za bardzo się nie męczą i udaje mi się wjechać nie tracąc do reszty. Tuż przed samym szczytem robi się mały odjazd, który kasujemy niespełna 10 kilometrów dalej dojeżdżając do Grabówek.



Resztką sił udajemy się w kierunku Grabówek, gonimy Bradiego, który skutecznie odskoczył prawie znikając z pola widzenia. Na szczęście sprawna akcja kolegi na karbonowym Cannondale'u powoduje że prześcigamy Bradiego. Ostatni fragment trasy, zbliżamy się do finiszu. Zostaje nas trójka. Ustawiam się za Beatą licząc że resztką sił uda mi się zza koła i finiszować pierwszy. 200 metrów do mety. Staję na pedały próbuję coś ugrać, ale niestety nogi już zupełnie przestał kręcić - ostatecznie odpuszczam.



Mijamy metę, gdzie czekała już spora grupka osób z czołówki. W sumie to nie wiem jak wypadłem, który byłem ale jestem baaardzo szczęśliwy że wytrzymałem tak mocne tempo zwłaszcza że jechałem na przełajówce mając w żołądku jedynie jajecznicę z poranka. To wszystko sprawiło że poprawił mi się humor. A co do szosówki - poluzowana szprycha była wynikiem pęknięcia metalowego koszyczka który trzyma nypel. Kolega który naprawia mi koło jeszcze go nie dostał i dopiero będzie w następnym tygodniu. Także na Mistrzostwa lekarzy będę musiał jechać z tylnym kołem zapasowym :-(

Siłowa jazda w Lasku Wolskim

Środa, 23 maja 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
Kontynuacja wczorajszej jazdy w terenie. Nie to żeby mi się podobało, ale po wczorajszym miałem lekki niedosyt. Tym razem we dwójkę z kolegą Dawidem udaliśmy się Lasku Wolskiego. Było troszkę zjazdów, tym razem lżejszych i sporo podjazdów na których musiałem się zapierać i męczyć - momentami było bardzo stromo, a ja przez swoje niedbalstwo nie ustawiłem za dobrze przerzutki tylnej przez co dwie ostatnie koronki nie wskakiwały.
Po około 2 godzinach jazdy udałem się na błonia żeby pogadać z szosowcami, którzy przyjechali na IC. Chwila stania, gadania i powrót do domu.

Tym razem nie było czasu żeby robić zdjęcia :-(

Laskowo niebezpiecznie

Wtorek, 22 maja 2012 · Komentarze(2)
Kategoria Trening
Dzisiaj dla odmiany jazda w terenie. Szczerze mówiąc trochę zatęskniłem za błotem i ziemią, a że natrafiła się okazja i mogłem pośmigać z kolegami toteż wybrałem się na terenową ustawkę. Szkoda tylko że jedynym terenowym rowerem jakim dysponowałem była przełajówka (MTB garażuje u rodziców i czeka na zmianę korby).



Na początek pod Kopiec Kościuszki. Koledzy chcieli sobie potrenować zjazdy i akurat wybrali takie, na których musiałem schodzić albo szukać objazdów. Dlatego też starałem się zrobić trochę fotek i filmów.





Po pierwszym ze zjazdów udaliśmy się dalej. No i zaczęła się seria niefortunnych zdarzeń. Kolega Królik zerwał łańcuch. Po naprawie udajemy się dalej. Kolejny zjazd - zaznaczam że kamera wypłaszcza. Tak czy inaczej dla mnie poziom bardzo trudny. Na pewno nie zjechałbym nawet na MTB.



Udajemy się dalej. Jedziemy szybkim single trackiem i nagle słyszę huk. Znów Królik... tym razem kolega ląduje na drzewie i po niedługiej chwili cały obolały wraca do domu.





Nasza grupka udaje się dalej. Terenowym podjazdem zdobywamy Lasek Wolski. Na szczycie zgarniamy kolarza na Giancie. Chwila rozmowy i w szybkim tempie udajemy się na niebieski szlak (chyba niebieski). Torszkę się pokręciliśmy i poszaleliśmy. Trening był w każdym razie niezły i mocny. Kiedy miałem już wracać do domu natknęliśmy się na grupę kolarzy z ustawki "Polska na rowery". Wielu znajomych w tym z ekipy Rowerowanie.pl.



Złączyliśmy nasze siły i w około 15 osób ruszyliśmy "trenować" zjazdy. Niestety na jednym z takich kamienistych, technicznych zjazdów chciałem sprawdzić swoje umiejętności. I niestety przejechałem się. Wąskie koło uciekło na kamieniu a ja z impetem wylądowałem na ziemi. Mnie się nic nie stało, ale podarłem siodełko i owijkę :-( Kurde - każda nowa rysa boli jak drzazga w f****e.

Straciłem ochotę na dalszą jazdę. Pojechałem jeszcze pooglądać kilka zjazdów i wróciłem do domu. W drodze powrotnej jeszcze trochę szybsze tempo i rozjazd. Ogólnie humor do bani, bo mimo że rower ma służyć do jeżdżenia to jednak nie lubię gdy coś w moim "dopieszczonym" rowerze się niszczy...z resztą chyba nikt nie lubi.

Kraków - Swoszowice - Dobczyce - Kornatka - Myślenice - Chełm - Świątniki Górne - Kraków

Sobota, 28 kwietnia 2012 · Komentarze(3)
Kategoria Trening
Czwarty dzień kręcenia z rzędu! To już prawdziwe rowerowe święto. Od rana słońce świeciło jak w lecie i było cieplutko. O godzinie 10 była zbiórka pod Smokiem i wypad za miasto - na szosówkach. W planach zaliczenie podjazdu na Chełm.

Oczywiście jak to zwykle bywa w moim przypadku, wstałem za późno, zanim zdążyłem coś zjeść to była już prawie 10. Do tego jeszcze w drodze pod Wawel zatrzymałem się przy Błoniach - przywitałem się z "cichokącikowcami" oraz ze znajomymi, którzy brali udział w Rajdzie do Trzebnicy.

Właśnie tę imprezę planowałem zaliczyć w tym dniu, ale ostatecznie zmieniłem zdanie i wcale nie żałuję. Pod smokiem byłem 20 minut po 10 - fatalna sprawa bo koledzy czekali już od dłuższego czasu. W sumie wystartowała nas 5tka. Dawid, Schweps, Borys i przypadkowy kolega (nie pamiętam imienia :-( ), który zdecydował się do nas dołączyć.

Jeszcze w Krakowie zaczyna się lajtowe tempo - co oznacza około 40 km na liczniku. Gubimy nowego kolegę i kierujemy się na Swoszowice. Tam czeka nas pierwszy dłuższy podjazd, a ja czuję że zaczynam się męczyć. Pierwszy, drugi i kolejne podjazdy idą już lepiej. Za każdym razem jak jadę przez Grabówki, Koźmice Wielkie i ogólnie okolice Sieprawia to zawsze wspominam moje początki na rowerze. To jak podjazdy które teraz łykam bez większej zadyszki wydawały mi się bardzo strome i ciężkie do podjechania.

Dojeżdżamy do Dobczyc utrzymując mocne tempo. Na dzisiejszą wycieczkę wybrałem Opium'a z racji że ma kompaktową korbę. Chciałem też przetestować nowe hamulczyki (FSA SL-K) i nowe kółka (Mavic Aksium). Niestety mam w nim zamonotwane 35 milimetrowe opony. Z tej racji aż się dziwiłem sobie że udaje mi się utrzymać prędkość i dotrzymać kolegom kroku. Mijamy miasto i zaczyna się podjazd do Kornatki.



Każdy swoim tempem wdrapuje się się górę - ja oczywiście zostaję z tyłu. Koledzy już na mnie czekali na szczycie.



Chwilka postoju i decydujemy się jechać kawałek dalej by zahaczyć o sklep spożywczy. Szybki zjazd i zatrzymujemy się na picie, jedzenie i lody.







Po przerwie ciężko było się znów rozkręcić. Nogi trochę zaczynały mnie boleć mimo że dopiero przejechaliśmy niecałe 60 km. No i znów podjazd a następnie długi zjazd do poziomu zalewu, gdzie czekają na nas piękne widoki budzącej się do życia natury.



Powoli dobijamy do Myślenic. Przez Osieczany dobijamy do podjazdu na Chełm. No i znów każdy swoim tempem. Kolega Borys i ja zostajemy nieco z tyłu, ale równym tempem wspinamy się na sam szczyt. O tyle dobrze się jechało, że prawie cały podjazd biegł w lesie. Na szczycie znów prażyło słońce, ale za to widok wynagradzał cały trud wspinaczki.





Podczas zjazdu zatrzymałem się by nakręcić krótki filmik na pamiątkę.

&feature=youtu.be

Powrót przez Polankę odbywał się na rezerwie. Goniłem chłopaków resztką sił. Tuż przed Sieprawiem, Dawid i Schweps odskoczyli nam solidnie. Kolejny postój robimy w Świątniach Górnych - we czwórkę. Wypijam Tigera jako ostatnią deskę ratunku przed kryzysem. Podobnie jak kiedyś w okolicach 80-90 kilometra w tym roku dopada mi kryzys - niestety mam za mało przejechanych kilometrów.



Przez Wrząsowice i Swoszowice wracamy do domu. Za Swoszowicami Dawid i Borys odbijają w kierunku swoich domów, a ja ze Schwepsem rozstajemy się przy Bonarce.
No cóż, jak wróciłem do domu to sił miałem baaardzo mało. Ale za to trening był bardzo udany. Solidne tempo i kilometrów niemało. No i jak zwykle świetna atmosfera i towarzystwo.

Ulop! :-D

Czwartek, 26 kwietnia 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
No to poszalałem. W ramach ucieczki od stresu pracy i przemęczenia wziąłem urlop. Pogoda zapowiadała się cudowna więc wszystko układało się idealnie! Do tego wczoraj sobie sprawiłem kamerkę - Kodak Playsport Zx5, która od dzisiaj będzie moim stałym rowerowym kompanem.

O godzinie 10 zwlekłem się z łóżka i wskoczyłem na rower. W planie było zaliczenie górek na południe od Bochni a więc okolice Muchówki, Królówki i Łapanowa. Wyjazd ten potraktowałem treningowo z racji że za nieco ponad miesiąc w tych okolicach będzie biegł Galicja Maraton, w którym zamierzam wziąć udział.

Minąwszy Wieliczkę miałem okazję zmierzyć się z upierdliwym wiatrem, który od momentu wyjazdu z domu dawał o sobie znać. Na szczęście kierunek wiatru wskazywał że z powrotem będzie wiało w plecy toteż będzie mi łatwiej wracać.



W Bochni odbiłem na Nowy Wiśnicz - pierwsze dwa podjazdy dały mi porządnie w kość. Chciałem zawracać, chociażby nawet dlatego że mierne śniadanie zaczynało o sobie dawać znać - po prostu zaczynał się kryzys.

Przepychając pod górkę udało mi się dotoczyć do Nowego Wiśnicza. Usiadłem sobie na ryneczku i chwilę odpocząłem.



W Muchówce musiałem ponownie się zatrzymać i zakupić coś do jedzenia. Bez Red Bulla się nie obeszło - czułem że dopada mnie kryzys a ja byłem dopiero w połowie drogi :-( Nabrawszy sił ruszyłem dalej. Szczęśliwie trochę się wypłaszczyło a ja nabrałem wiatru w żagle. Zatrzymałem się tylko na chwilę żeby zrobić zdjęcie widoku Tatr, które było widać w oddali - niestety zdjęcie wyszło poruszone :-( Na szczęście filmik wyszedł całkiem przyzwoicie :-)





W Łapanowie odbijam na Gdów. Od tego momentu zaczyna się wyścig z czasem gdyż musiałem być na 15 w domu. Szczęśliwie pomógł mi wiatr. Nogi zaczynały boleć coraz bardziej, ale jakoś udało mi się dotrzeć do Wieliczki a później do Krakowa.

W Krakowie natomiast była szaleńcza jazda żeby zdążyć przed zmieniającymi się światłami. Niestety jedną taką szarżę przepłaciłem silnym skurczem mięśni uda - znów musiałem zrobić małą przerwę i rozmasować nogę.

Do domu oczywiście spóźniłem się...około pół godziny. Ale za to wyjazd był bardzo udany - tym bardziej że po drodze temperatura dochodziła do 30 stopni i opaliłem się prawie na buraka :-)

Ostatni w tym roku trening z Cichym Kącikiem

Sobota, 17 grudnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
Badziewnie się porobiło na koniec roku. Nie będę narzekał bo wiadomo czasu na rower już praktycznie nie mam, a marzenia o przygotowaniach na przyszły rok przyszły rok poszły, delikatnie mówiąc, w kąt. No cóż coś za coś, po cichu liczę że niedługo nadejdą czasy ze nie będę musiał tyle pracować a i uda się znów wrócić do porządnej formy. A może wystarczy tylko bardziej chcieć?