Trenażer #1

Sobota, 7 stycznia 2012 · Komentarze(0)
Pierwszy raz w tym roku odpaliłem trenażer. Z pomocą filmów Tacxa udało się "wysiedzieć" godzinkę.

Nowy rok jaki - cały rok taki

Niedziela, 1 stycznia 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Zwykła jazda
Pierwsze kilometry w tym roku pokonane. Marnie bo marnie, ale chodziło o symbolikę. Niestety z powodu choroby (zapalenie krtani) zdobyłem się jedynie na trzy rundki wokół błoń. Przy okazji przetestowałem nowe ochraniacze na buty Mavic'a.

Ostatni w tym roku trening z Cichym Kącikiem

Sobota, 17 grudnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
Badziewnie się porobiło na koniec roku. Nie będę narzekał bo wiadomo czasu na rower już praktycznie nie mam, a marzenia o przygotowaniach na przyszły rok przyszły rok poszły, delikatnie mówiąc, w kąt. No cóż coś za coś, po cichu liczę że niedługo nadejdą czasy ze nie będę musiał tyle pracować a i uda się znów wrócić do porządnej formy. A może wystarczy tylko bardziej chcieć?

Trening na Cichym Kąciku.

Niedziela, 20 listopada 2011 · Komentarze(0)
Nadszedł czas kiedy na Cichym Kąciku zwolniło tempo i można spokojnie jeździć bez napinania.

Akurat miałem chwilę wolną, wróciłem z dyżuru i na 17 znów do pracy, ale pogoda idealna więc na rower koniecznie trzeba było się wybrać - nie wiadomo kiedy spadnie śnieg i trzeba będzie się przesiąść na trenażer.

Na kąciku zebrała się dość duża grupa. Było trochę znajomych i nowych twarzy. Trasa nie była nowością. Pojechaliśmy na Modlniczkę, później na Krzeszowice, przez Rudno do Alwerni. Grupa pojechała jeszcze w kierunku Chrzanowa, ale ja z racji braku czasu odbiłem do domu. Wróciłem przez Zalas i Kryspinów.

W sumie wyszło prawie 70 km, w tlenie.

Skrzyczne nocą III

Czwartek, 10 listopada 2011 · Komentarze(0)
Tradycyjnie, gdy skończą się maratony, emocje po sezonie opadną wraz ze znajomymi z rowerowania.pl wyruszamy w nocną podróż na Skrzyczne.

Startowaliśmy tradycyjnie z Milówki w dzień, kiedy wypadała pełnia. Do bazy wypadkowej - domu kolegi, dostaliśmy się autami w 10 osobowym składzie.
Po przygotowaniu sprzętu i ubraniu się prawie we wszystkie ciepłe rzeczy jakie mieliśmy, mogliśmy ruszać przed siebie.

Niestety wbrew prognozom niebo było pochmurne i z dodatkowej frajdy jaką daje świecący w pełni księżyc nic nie wyszło - szkoda. Początkowo grupa trochę się rozjechała. Jednych rozpierała energia a inni (wśród których byłem ja) kręcili na spokojnie. W tym roku postanowiliśmy dostać się na Skrzyczne podjazdem szutrowym, na którym rok temu kończyliśmy wycieczkę.

Temperatura była bliska zeru, ale ponieważ prawie nie było wiatru to nie odczuwaliśmy chłodu. Problemy zaczęły się dopiero wtedy jak zaczęliśmy się wspinać. Na rozgrzanie przed wyjazdem w trasę, poczęstowany wypiłem kieliszek wiśniówki. Jako że nie piję alkoholu, taka mała ilość po niedługim czasie zupełnie mnie ścięła. To że nie miałem formy to jedno, ale nudności jakich dostałem podczas wspinaczki powodowały że musiałem co jakiś czas stawać i pić słodką kawę.

Im wyżej jechaliśmy, tym silniejszy był wiatr, temperatura była coraz niższa. Po męczarni jaką przyniosła mi wspinaczka, nareszcie dotarliśmy do schroniska. Na szczęście było otwarte i mogliśmy na chwilę znaleźć schronienie od wiatru i chłodu. Dodam jeszcze tyle że na wyjazd pojechałem zaraz po nieprzespanej dyżurowej nocy - szaleństwo. Z tej racji, jak tylko usiedliśmy udałem się na krótką drzemkę. Podczas gdy koledzy śmiali się i rozmawiali, ja próbowałem regenerować siły.

Szczęśliwie dla mnie w grupie nastąpił rozłam. Dwóch kolegów postanowił odpuścić dalszą jazdę, tłumacząc się wyziębieniem. W sumie nie było co im się dziwić - ja też byłem przemarznięty. Mimo tego że miałem na sobie dwie bluzy, polar, bezrękawnik i potówkę było mi niezwykle zimno. Ciuchy były przemoczone od potu i nie spełniały do końca swojej funkcji. Zostaliśmy w schronisku, a reszta ruszyła w dalszą trasę.

Razem we trójkę odpoczywaliśmy a w tym czasie gdzieś w drodze kolega przebił oponę i cała grupka musiała się zatrzymać. My odczekaliśmy 40 minut i ruszyliśmy w drogę powrotną. Koledzy też ostatecznie skrócili trasę po wspominanym defekcie.

Powrót do domu był w miarę szybki. Jak dojechaliśmy do Krakowa, byłem nieżywy. W domu wykąpałem się i poszedłem spać...

Nieplanowana setka

Sobota, 17 września 2011 · Komentarze(3)
Dzisiejszy wyjazd był bardzo spontaniczny. Jak nigdy żona źle się czuła i kazała mi iść na rower. Napisałem kilka SMSów do znajomych i odpowiedział tylko kolega Oki. O 12 spotkaliśmy się na Błoniach. Początkowo w Planie była Bochnia a następnie powrót przez Gdów.

Dość szybko zmieniliśmy trasę i skierowaliśmy się do Puszczy Niepołomickiej. Ledwo opuściliśmy Kraków i im bliżej Niepołomic, tym więcej "robót drogowych" i rozkopanych dróg mieliśmy do pokonania. Troszkę było przebijania się.

W Puszczy Niepołomickiej troszkę podkręcone tempo odebrało mi zapasy sił. Zaczynałem słabnąć. Wprawdzie miałem na liczniku dopiero 50 km, ale nogi jakoś tak dziwnie ciężkie były. Myślałem żeby wracać powoli do domu. Dość spontanicznie wyszło i odpuściliśmy Bochnię. Zamiast tego odbiliśmy na Nowe Brzesko i przez Świniary dojechaliśmy do kolejnego punktu na naszej trasie.

W Nowym Brzesku zrobiliśmy, krótki postój. Ledwo żywy zostałem uratowany przez kolegę jedzeniem - niestety nie planowałem tak dalekiego dystansu i nie zabrałem ze sobą kasy (eh...). Powrót do domu przez Złotniki i Igołomię był drogą przez mękę. Nogi nie chciałby w ogóle kręcić a trzeba było spierniczać z głównej ulicy bo ruch samochodowy był bardzo natężony.

Tuż przed Krakowem odbijamy na Ruszczę, przejeżdżamy pod mostem i bocznymi drogami dobijamy do Węgrzc. Ostatecznie rozstajemy się z Okim w miejscu wylotu z Krakowa na Warszawę. Ostatkiem sił dobijam do domu.

Pogoda była idealna, nie było może ciepło, ale ku mojemu zaskoczeniu słońce świeciło na tyle mocno że moja rowerowa opalenizna wzmocniła się. Niestety jesień zbliża się wielkimi krokami i mimo sprzyjającej rowerowym wojażom pogodzie czuć że niedługo rowerowe wycieczki będą rzadsze.

Ustawka "Polska na rowery" - Lasek Wolski terenowo

Wtorek, 13 września 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
Po tygodniu przerwy w jeździe na rowerze przyszedł czas na wznowienie jazdy. Na forum Bikeholików pojawiła się wczoraj informacja że o 17:30 jest zbiórka na Błoniach w ramach projektu "Polska na rowery". Miało być sporo osób oraz trening z Bartkiem Janowskim. Zapowiadało się ciekawie...

Na szybko zmieniłem oponki w przełajówce i ruszyłem na Błonia. Z minuty na minutę zgromadzona grupka kolarzy powiększała się. Ostatecznie było grubo ponad 20 osób - w dużej mierze "zwykli" rowerzyści oraz garść ścigantów. Co mnie trochę rozśmieszyło, to konieczność podpisania oświadczenia, że zdajemy sobie sprawę z możliwości doznania kontuzji.

Zrobiłem mały błąd przed wyjazdem - nie rozciągnąłem mięśni. W terenie nie jeździłem prawie 3 miesiące i trochę nie przygotowany byłem do takiego szarpania jakie sobie zapewniłem. Pierwszy podjazd i zaczynam czuć, że trochę przesadziłem z tempem. Czołówka zatrzymuje się i czekamy na resztę rowerzystów.

Im głębiej w las tym tempo wolniejsze i coraz więcej postojów. Każdy przystanek odbywał się przy stromym, technicznym zjeździe na którym Bartek pokazywał swoje godne podziwu umiejętności. Po trzech takich przerwach zaczęło mi się nudzić. Zaproponowałem koledze z grupy - Nimroothowi żebyśmy odbili i sami zrobili sobie trening.

Od tej chwili wyjazd nabrał sensu. Przyspieszyliśmy tempo, pojechaliśmy na czerwony szlak. Trochę mi zajęło zanim wczułem się z powrotem w jazdę terenem. Niestety na jednym ze zjazdów przesadziłem z prędkością i wczuwaniem się - ponieważ robiło się coraz ciemniej nie zauważyłem że zbliżam się do wypełnionej kamieniami ścieżki. W pewnym momencie tak przypierniczyłem kołem w kamienie że myślałem iż nie zostało z niego nic.

Na szczęście rower jechał dalej a koło, ku mojemu zdziwieniu, nawet się nie skrzywiło - chociaż kółka w mojej przełajówce ważą prawie dwa kilo to muszę powiedzieć że Miaviki Aksiumy są nie do zdarcia. Po około godzinnej jeździe w lasku dobiliśmy z kolegą z powrotem do Błoń, gdzie zrobiliśmy jeszcze kilka kółek.