VI Kolarska Majówka w Wieliczce plus rozjazd po Brevecie.

Niedziela, 20 maja 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Zwykła jazda
Wstaję rano, nogi nawet mnie nie bolą. Czuję się wyśmienicie. Dzisiaj w planie był start w Kolarskiej Majówce w Wieliczce, ale nie muszę siadać na rower żeby stwierdzić że ze startu nici.

Nie mija godzina jak znów siedzę na siodełku. Kurde, ale mnie boli dupsko. To pierwsza myśl odkąd wyjechałem z domu. Kierunek - Wieliczka. Dojeżdżam do Błoń, gdzie stoi grupka z Justyną Frączek. Pytam czy ktoś jedzie do Wieliczki, ale wszyscy na mnie patrzą ze zdziwieniem.

Wbijam się na Aleje i łapię się na osłonę od wiatru - autobus, mijam tunel pod Rondem Grunwaldzkim i wyprzedza mnie auto (jak się później okazuje - Kazimierz Korcala). Zwalnia trochę i użycza mi "koła" żebym mógł przyspieszyć do 60 km/h. Niestety serducho i nogi bardzo przemęczone wczorajszym dniem pozwalają tylko dojechać do Ronda Matecznego.

Swoim tempem dobiłem do Wieliczki, gdzie do startu szykowali się najmłodsi. Witam się z Dyrektorem Wyścigu - Kazimierzem Dylawerskim i ruszam w poszukiwaniu znajomych. A tu kiszka niestety - osób mało, znajomych można policzyć na palcach dłoni. Dopiero w okolicach 12 zaczynają się zjeżdżać ludzie.

Chwilkę się pokręciłem zwiedziłem trasę wyścigu i ruszyłem się gdzieś przejechać. Wybór padł na Tyniec. Ludzi na Bulwarach multum. Wybrałem więc główną szosę. W Tyńcu chwila przerwy na lody i dochodzę do wniosku że wypadałoby zrobić jeszcze trochę kilometrów żeby wyszła setka. Niestety w drodze powrotnej do Wieliczki zadzwoniła żona żebym wracał. Obrałem kurs na Ruczaj.

Przy moście Dębnickim do moich uszu doszedł niepokojący głos z tylnego koła. Okazuje się że puściła jedna szprycha i koło całkowicie się rozcentrowało. Całe szczęście że nie startowałem w wyścigu bo w takim układzie mogłem zniszczyć koło...

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa zwina

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]