Brevet 200 km - Miechów 19.05.2012

Sobota, 19 maja 2012 · Komentarze(7)
W Sobotę wziąłem udział w organizowanym przez kolegę z grupy Brevecie, który odbył się w Miechowie. W ramach wstępu od razu uprzedzę pytania i odpowiem że Brevet to nic innego jak długodystansowy maraton szosowy. Przynajmniej ja tak rozumiem tę nazwę. Po prostu ustalona trasa, jedziemy kilkaset kilometrów zaliczając przy tym punkty kontrolne z mapy. I tyle...

Start imprezy przewidziany był na 7:30. Szczęśliwie dzień wcześniej poszedłem spać zaraz po pracy i przebudziłem się dopiero ok. 4 rano. Nieprzytomny umyłem się, zapakowałem rower i jak zwykle spóźniony pojechałem na start. Za 10 siódma byłem w Miechowie. W Miejskim Domu Kultury było już sporo osób w tym kilku znajomych oraz kolegów grupy. W sumie panował sielankowy nastrój. Z takim nastawieniem przyjechałem i ja bo w sumie 200 km to nie był jakiś duży dystans.

Godzina 7:00 - komunikat techniczny, który niestety razem z dwójką kolegów przegapiłem, gdyż każdy z nas na parkingu obok szykował rower i zastanawiał się co ubrać. Przy rejestracji dostaliśmy mapy, toteż wszystko było jasne - tak przynajmniej się wydawało. Kilka minut do startu a ja razem z Dawidem dopiero zamykamy auta. W oddali widać jak kilka osób już wystartowało.



Wreszcie ruszyliśmy. Chłodna poranna bryza wieje w twarz, nogawki grzeją nogi. Ale cholera licznik mi coś nie działa. Zatrzymuję się żeby zbadać sprawę i dopiero przypominam sobie, że po deszczowym Ustroniu nie wysuszyłem czujnika. Nieco sztywne, nie rozruszane nogi utrudniają jazdę, do tego serce szybko wchodzi w strefę beztlenową. Na szczęście po niedługiej chwili dołączam do peletonu i mogę odpocząć wożąc się na kole. W sumie na starcie stanęło 30 osób, w tym 3 towarzyszące które nie pobrały karty kontrolnej. No cóż jak na imprezę kolarską to mało, ale jak na pierwszy raz to całkiem sporo. Tutaj warto nadmienić że wśród nas była jedna dziewczyna - Sylwia, która ukończyła cały dystans z czasem 13 godzin - wielkie brawa!



Dość szybko wyjeżdżamy z Miechowa i od razu witają nas przepiękne, typowo polskie widoki. Ogromne przestrzenie, pola uprawne, pełne zieleni przeplatanej z błękitem nieba i żółcią wstającego słońca. Formujemy grupkę Bikeholików w której jest Schweps, Dawid, Ojtet, Gres i Michał. Po drodze zgarniamy Jacka Kozioła.



W takim składzie jedziemy równo i...szybko. Co chwilę pojawiają się uwagi żeby zwolnić. Niemniej jednak prawie bezwietrzna pogoda oraz dobre zmiany powodowały że inaczej jechać się nie dało. Z tej racji do Pilicy oddalonej o nieco ponad 30 km dojeżdżamy równo po godzinie. Tutaj mieści się pierwszy punkt kontrolny. Podbijamy w sklepie karty i śmigamy dalej. Tempo nie spada. Mijamy Wolbrom, Trzyciąż i niedaleko przed skałą obijamy do miejscowości Minoga, gdzie znajdował się kolejny punkt kontrolny.



Wbijamy się na główną drogę w stronę Skały. Mijamy rynek i kierujemy się na Ojców. Jadąc w kierunku Sułoszowej mijamy grupki ludzi, którzy z zaciekawieniem na nas patrzą. W sumie widok był nieczęsty bo jechało nas 5 osób w tych samych ciuchach. Prawie jak profesjonalny team ;-)



Tuż przed Olkuszem słabnie Ojtet. Powoli zaczyna zostawać z tyłu. Na chwilę zwalniam z tempa upewniam się że ma wszystko by kontynuować jazdę samemu i wracam do grupy.



No i nareszcie Olkusz. Zatrzymujemy się w Restauracji Cinnamon gdzie możemy zamówić co żołądek zapragnie. Naprawdę bufet bardzo udany bo solidny posiłek to coś co w takiej długiej trasie bardzo się przydaje. Naprawdę organizator super to załatwił. Akurat jak zajechaliśmy to grupka 3 osób: Kurier, Oki i Marcin z MDK Miechów kończyli posiłek i zabierali się do dalszej jazdy. Nasza grupa po nieco ponad pół godziny też była gotowa do dalszej jazdy. Niestety w drogę ruszyło nas o połowę mniej. Gres musiał wracać do domu. Jacek zbierał siły na dalszą jazdę. Gdzieś zapodział się Jacek Kozioł. Przekonani że ruszył już przed nami, zebraliśmy się w pogoni za nim.



Szybki rzut okiem na rozpiskę i jedziemy na Ogrodzieniec. Tak mi się przynajmniej wydawało. Po prostu źle popatrzyłem i pokierowałem nas na Wolbrom - prosto od ulicy Kościuszki z której wyjechaliśmy. Dopiero po przejechaniu około 10 km doszło do mojej świadomości że jedziemy źle. Początkowo plan był taki że jedziemy na Wolbrom a później do Pilicy, tą samą drogą jak jechaliśmy wcześniej. Ale jak tylko nadarzyła się okazja, dzięki GPSowi Schwepsa i mapie Dawida udało się nam wrócić na właściwą trasę. Niestety kosztowało nas to około 10km więcej oraz przygodę w postaci przebijania się przez rozkopany przejazd kolejowy. Dla mnie niestety był to początek kryzysu. Nogi zaczynały boleć i nie mogłem z siebie wydobyć siły żeby dać solidną zmianę.



Jadąc w kierunku Ogrodzieńca jechało mi się coraz gorzej. Z początku wydawało się że to wina wiatru, który od momentu wyjazdu z Olkusza nabrał siły i wiał prawie cały czas w twarz oraz pierogów które zablokowały mi żołądek. Niestety jak się okazało już za Ogrodzieńcem, do mojego spadku formy przyczyniła się przebita dętka z której od jakiegoś czasu uchodziło powietrze. Nieco zdołowany tym faktem i zły że kupiłem opony bez wkładki antyprzebiciowej poprosiłem kolegów żeby chwilę na mnie poczekali.



Za defekt odpowiadał mały kamyczek wbity w oponę który przetarł dętkę robiąc malutką, ledwo zauważalną dziurkę. Jakież to szczęście że udało się to w miarę szybko załatać łatką, ponieważ przed startem dętkę pożyczyłem Ojtetowi, a koledzy z którymi jechałem dysponowali tylko dętkami z krótkim wentylem, które do moich kół niestety nie pasują. Krótko mówiąc miałem więcej szczęścia niż rozumu.



Nabiwszy koło do 4 atmosfer udało mi się odzyskać trochę sił i w miarę gładko dojechać do Pilicy, gdzie mieścił się kolejny punkt kontrolny. Na postoju dobiłem oponę do 6 atmosfer i miałem już spokój do końca. Po uzupełnieniu picia i zjedzeniu batonów ruszyliśmy w ostatni, moim zdaniem najgorszy fragment całej trasy.



Zmienił się wiatr, praktycznie wiało ciągle w twarz a do tego momentami z boku. Ciężko było się gdzieś schować. Momenty lepszej jazdy przeplatały się z chwilami niemocy. Na szczęście mogłem liczyć na kolegów, którzy dawali ochronę przed wiatrem i narzucali tempo. Dojeżdżamy do Żarnowca i zaczynamy się trochę gubić. Opis trasy robi się niejednoznaczny (a może to mścił się brak obecności na odprawie technicznej??) i kilkakrotnie zawracaliśmy. Mimo że jechałem tamtymi terenami już wcześniej podczas wycieczki do Włoszczowej jakieś 2 lata temu, to za cholerę nie mogłem się połapać w tym systemie dróżek i rozjazdów.



Mijamy kolejne miejscowości. Tempo spadło do koło 30 km/h. Asfalt robi się gorszej jakości a ja praktycznie cały czas wożę się na kole. Im bliżej Miechowa tym więcej stromych podjazdów, które przepycham resztkami sił. Wreszcie na znakach zaczęła się pojawiać nazwa Miechów. Na jednym ze szczytów widać w oddali docelowe miasto. Tuż przed samą metą, koledzy trochę odskoczyli zaczęli coś między sobą rozmawiać i sru! zaczęli sprinterski finisz. Zaskoczony sytuacją próbowałem coś gonić, ale zanim zorientowałem się o co chodzi stwierdziłem że nie ma to sensu gdyż i tak moje nogi były pozbawione wszelkich rezerw.



No i po około 207 kilometrach dojechaliśmy na metę. Z czasem jazdy prawie 7 godzin byliśmy na mecie coś koło 16. Ogólnie rzecz ujmując to impreza bardzo mi się podobała. Po pierwsze towarzystwo i współpraca na trasie. Ciekawa droga i piękne widoki. A ponad wszystko okazja do sprawdzenia się na początku sezonu. Po dojechaniu stwierdziłem że w sumie po niedługiej przerwie chętnie pojechałbym dalej co chyba tego dnia ucieszyło mnie najbardziej.

Kolejna długodystansowa jazda w czerwcu podczas III Śląskiego Maratonu Rowerowego. Plan? Minimum 300 maksimum 550. Zobaczymy jak będzie.

Komentarze (7)

Zupełnie inaczej relacja wygląda jak są zdjęcia i filmiki :-)

Jelitek 17:29 wtorek, 22 maja 2012

fajnie, że i tak komuś chce się kręcić i robić zdjęcia :). Dzięki!

schwepes 14:19 wtorek, 22 maja 2012

SZCZ, 7 godzin samej jazdy. Z postojami będzie więcej.

Jelitek 12:10 wtorek, 22 maja 2012

patrze na 2 film i dobrze wam tak - jezdzic po dziurach wam sie zachcialo zamiast sprawdzic mape :-)

spros 07:26 wtorek, 22 maja 2012

7 godzin jazdy, czy 7 godzin całościowo?

szcz 04:14 wtorek, 22 maja 2012

Dzięki za komentarz :-)
Do zobaczenia :-)

Jelitek 21:10 poniedziałek, 21 maja 2012

Bardzo fajna relacja i ładna jazda.
Do zobaczenia w Radlinie! :)

WuJekG 20:52 poniedziałek, 21 maja 2012
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa emkre

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]