Niepołomice
Środa, 9 maja 2012
· Komentarze(0)
No i znów po dyżurku. Na szczęście pogoda wróciła do normy, zrobiło się cieplej i można było z przyjemnością iść na rower.
Już wczoraj myślałem o tym gdzie pojadę. Zerkałem na ICM czy pogoda się nie pogorszy, ale na szczęście przepowiadano słońce i czyste niebo.
Początkowo plan był taki: Dojechać do Moszczenicy i odbić na Gdów. Następnie przez Wieliczkę wrócić do domu.
Trasa jednak uległa lekkiej modyfikacji. Po przebiciu się przez Kraków (nienawidzę tego robić) pojechałem w kierunku Bochni. Mimo czołowo bocznego wiatru jechało mi się coraz lepiej. Początkowo nogi w ogóle nie chciały się kręcić. Dobijałem do 170 ud/min serca i odcinało mi siły. Z czasem jednak jechało mi się lepiej i równiej.
Główną drogą E4 dojechałem do Bochni. A stamtąd przez Proszówki obrałem kurs na Mikluszowice. Nigdy nie jechałem na rowerze tą trasą i pomyślałem że przydałoby się trochę płaskiego. Jadąc ul. Proszowską ogarnęła mnie niemoc - trochę przepaliłem się na tym wietrze, który teraz jakby zmienił kierunek i wiał ciągle z boku. Na końcu Puszczy Niepołomickiej zrobiłem sobie małą przerwę na fotki.
Więcej nie udało się zrobić bo przez to przebijanie się przez wiatr zrobiło się późno - dochodziła powoli 13. Trzeba było się zebrać, schować aparat i czym prędzej jechać do domu. Jadąc przez puszczę, rozkoszowałem się czystym powietrzem, śpiewem ptaków i dawno niespotykanym spokojem. Cudo!
W Niepołomicach zrobiłem krótką przerwę na uzupełnienie picia i wrzucenie czegoś do pieca. Minąwszy rynek odbiłem na Wieliczkę a następnie wzdłuż Wisły pojechałem przez Grabie i Brzegi do Krakowa. Szczęśliwie wiatr wiał z boku i w plecy, więc mogłem trochę przyspieszyć. Tym bardziej że przed miejscowością Grabie rozkopali drogę i włączyli ruch wahadłowy przez co straciłem trochę czasu.
Ponownie przebijanie się przez miasto należało do niezbyt przyjemnych. Zmęczony i wycieńczony po 100 km jazdy słabo trzymałem kierownicę. Do tego co chwile czerwone światło i natężony ruch. Miałem już trochę dość. Po przyjeździe do domu ledwo stałem na nogach. Wykąpałem się i poszedłem spać... padłem jak zabity.
Już wczoraj myślałem o tym gdzie pojadę. Zerkałem na ICM czy pogoda się nie pogorszy, ale na szczęście przepowiadano słońce i czyste niebo.
Początkowo plan był taki: Dojechać do Moszczenicy i odbić na Gdów. Następnie przez Wieliczkę wrócić do domu.
Trasa jednak uległa lekkiej modyfikacji. Po przebiciu się przez Kraków (nienawidzę tego robić) pojechałem w kierunku Bochni. Mimo czołowo bocznego wiatru jechało mi się coraz lepiej. Początkowo nogi w ogóle nie chciały się kręcić. Dobijałem do 170 ud/min serca i odcinało mi siły. Z czasem jednak jechało mi się lepiej i równiej.
Główną drogą E4 dojechałem do Bochni. A stamtąd przez Proszówki obrałem kurs na Mikluszowice. Nigdy nie jechałem na rowerze tą trasą i pomyślałem że przydałoby się trochę płaskiego. Jadąc ul. Proszowską ogarnęła mnie niemoc - trochę przepaliłem się na tym wietrze, który teraz jakby zmienił kierunek i wiał ciągle z boku. Na końcu Puszczy Niepołomickiej zrobiłem sobie małą przerwę na fotki.
Więcej nie udało się zrobić bo przez to przebijanie się przez wiatr zrobiło się późno - dochodziła powoli 13. Trzeba było się zebrać, schować aparat i czym prędzej jechać do domu. Jadąc przez puszczę, rozkoszowałem się czystym powietrzem, śpiewem ptaków i dawno niespotykanym spokojem. Cudo!
W Niepołomicach zrobiłem krótką przerwę na uzupełnienie picia i wrzucenie czegoś do pieca. Minąwszy rynek odbiłem na Wieliczkę a następnie wzdłuż Wisły pojechałem przez Grabie i Brzegi do Krakowa. Szczęśliwie wiatr wiał z boku i w plecy, więc mogłem trochę przyspieszyć. Tym bardziej że przed miejscowością Grabie rozkopali drogę i włączyli ruch wahadłowy przez co straciłem trochę czasu.
Ponownie przebijanie się przez miasto należało do niezbyt przyjemnych. Zmęczony i wycieńczony po 100 km jazdy słabo trzymałem kierownicę. Do tego co chwile czerwone światło i natężony ruch. Miałem już trochę dość. Po przyjeździe do domu ledwo stałem na nogach. Wykąpałem się i poszedłem spać... padłem jak zabity.