Kraków -> Kalwaria Zebrzydowska -> Lanckorona -> Sułkowice -> Skawina -> Kraków
Sobota, 12 marca 2011
· Komentarze(0)
Kategoria Zwykła jazda
Piękny dzień...
Po ponad dwutygodniowej chorobie w końcu postanowiłem zebrać się na rower. I tak oto o 11 z lekkim poślizgiem byłem pod smokiem. Po drodze spotkałem sporo znajomych. Widać że sezon startowy zbliża się wielkimi krokami bo wszyscy ostro trenują.
Spod smoka, bulwarami ruszyliśmy do Tyńca. Następnie przez Skawinę do Kalwarii Zebrzydowskiej. Nasza 5 osobowa grupka się zmniejszyła o 2 osoby gdzieś w połowie drogi. W Kalwarii chwila przerwy na uzupełnienie picia i szybkie jedzonko.
Następnie obraliśmy kurs do Lanckorony. O ile się nie mylę chyba nigdy wcześniej tam nie byłem - pamiętałbym tak ładne miejsce.
Nogi aż same kręciły. Długi okres bezczynności sprawił że gdzieś w okolicach 60tego kilometra zacząłem odczuwać zmęczenie. Przy 80 kilometrze złapał mnie kryzys. Szczęśliwie było to już w okolicach Skawiny i spokojnie swoim tempem jakoś dociułałem do domu.
Po ponad dwutygodniowej chorobie w końcu postanowiłem zebrać się na rower. I tak oto o 11 z lekkim poślizgiem byłem pod smokiem. Po drodze spotkałem sporo znajomych. Widać że sezon startowy zbliża się wielkimi krokami bo wszyscy ostro trenują.
Spod smoka, bulwarami ruszyliśmy do Tyńca. Następnie przez Skawinę do Kalwarii Zebrzydowskiej. Nasza 5 osobowa grupka się zmniejszyła o 2 osoby gdzieś w połowie drogi. W Kalwarii chwila przerwy na uzupełnienie picia i szybkie jedzonko.
Następnie obraliśmy kurs do Lanckorony. O ile się nie mylę chyba nigdy wcześniej tam nie byłem - pamiętałbym tak ładne miejsce.
Nogi aż same kręciły. Długi okres bezczynności sprawił że gdzieś w okolicach 60tego kilometra zacząłem odczuwać zmęczenie. Przy 80 kilometrze złapał mnie kryzys. Szczęśliwie było to już w okolicach Skawiny i spokojnie swoim tempem jakoś dociułałem do domu.