Zalew Dobczycki na wariata
Piątek, 11 czerwca 2010
· Komentarze(4)
Kategoria Zwykła jazda
Nareszcie dzień urlopu i wolne. W przełajce wymieniłem kierownicę na szerszą, wywaliłem te klamki przełajowe (zupełnie zbędne z resztą) oraz przymierzając się do nowego siodła do szosówki zamieniłem sobie na San Marco SKN.
Ruszyłem od rodziców z Zakliczyna - w związku z remontem w domu w Krakowie musiałem się wyprowadzić na kilka dni - w kierunku Myślenic. Coś słabo się czułem, gardo mnie pobolewało i zaczynałem kasłać, ale olałem to bo uważam że nie ma lepszej kuracji niż rower.
Zaraz przed Kornatką luzuje mi się siodełko i nos wędruje ostro do góry. Od tego momentu muszę jechać jak pedał z siodłem w dupie bo nie wziąłem sobie z domu kluczy :-( Do Dobczyc docieram bardzo szybko bo międzyczasie dostaję telefon od mamy że potrzebuje żebym wracał już.
Ruszyłem od rodziców z Zakliczyna - w związku z remontem w domu w Krakowie musiałem się wyprowadzić na kilka dni - w kierunku Myślenic. Coś słabo się czułem, gardo mnie pobolewało i zaczynałem kasłać, ale olałem to bo uważam że nie ma lepszej kuracji niż rower.
Zaraz przed Kornatką luzuje mi się siodełko i nos wędruje ostro do góry. Od tego momentu muszę jechać jak pedał z siodłem w dupie bo nie wziąłem sobie z domu kluczy :-( Do Dobczyc docieram bardzo szybko bo międzyczasie dostaję telefon od mamy że potrzebuje żebym wracał już.