V Kolarska Majówka w Wieliczce

Niedziela, 22 maja 2011 · Komentarze(1)
No i już po... V Majówka przeszła do historii. Pogoda była idealna, trasa bardzo fajna. Szkoda tylko że forma jakaś taka dziwna. Ale może zacznę od początku.

Mój udział w Majówce stał pod znakiem zapytania. Słyszałem plotki że trasa będzie kiepska, że pogoda ma się popsuć. Do tego wszystkiego wiedziałem że kryteria uliczne nie ą moją mocną stroną. Wiedziałem że niewiele powalczę, ale kierowałem się myślą że nawet najgorszy wyścig jest najlepszym treningiem.

Miejsce startu było wymarzone - to muszę powiedzieć. Nowo wybudowany kompleks sportowo -rekreacyjny tworzył wspaniałą atmosferę. Z każdej strony widać było inną dyscyplinę sportu. Jednak nas kolarzy było najwięcej.

Po zapisaniu się pogadałem trochę ze znajomymi, których było całkiem sporo. Z Bikeholików startowali: Saint, Mirek Sólnica, Staszek Radzik oraz ja. Na nieszczęście na niedługo przed startem wybuchła mi dętka w przednim kole - przetarła się tuż przy samym wentylku. Próby załatania dziury spoczęły na niczym. Dzięki Mirkowi Sólnicy, który użyczył mi dętki mogłem wystartować.

Na starcie czułem duży wyrzut adrenaliny. Szkoda tylko że napędzała ona serce, a nogi miałem jak z waty.
Start!

Pierwsze kółka były dla mnie bardzo ciężkie. Czołówka ruszyła ostro. Nogi nie rozgrzane (mimo wcześniejszych prób), a serce bardzo szybko wskakiwało na tętno submaksymalne. Co tu dużo mówić, trochę się męczyłem. Starałem się trzymać grupy głównej. Niestety na jednym z pierwszych okrążeń dopadła mnie silna kolka, która praktycznie uniemożliwiła mi głębsze oddychanie. Zacząłem odpadać.

Starałem się trzymać kolegi z Hard Bike Tęcza - Witka Jagodzkiego, z którym chciałem się trochę pościgać. Niestety znów mnie dopadł pech i na zjeździe spadł mi łańcuch. Starałem się odrobić straty, ale nie udało się. Dopadła mnie mniejsza grupka z którą trzymałem się do 22 okrążenia. Jechało mi się znakomicie. Dzięki Marcinowi z Rowerowania, który podał mi wodę nie wysuszyło mnie - podczas wyścigu było bardzo gorąco, nie tylko w sensie sportowym. W pewnym momencie odcięło mi całkowicie siły. Dostałem drugiego dubla na 5 okrążeniu przed końcem - musiałem zejść. Na szczęście bo nie miałem już sił na dalszą walkę.

Dojeżdżam na metę a z boku stoi Mirek. Okazuje się że jego też dopadł pech - nie zgadniecie, złapał gumę :-) Oddałem koledze dętkę i szczęśliwym trafem Pasieczkin poratował mnie nową. Jak już mówiłem - nastawiłem się na dobry trening. Sam rzadko jestem w stanie zmusić się do tego żeby osiągnąć tętno submaksymalne.

Saint był 3 w kategorii. Ja dotarłem chyba jako ostatni, ale to nie ma znaczenia. Zaraz po nas startował Staszek Radzik. Niestety nie doczekałem do końca - musiałem wracać do domu.


Podsumowując - wyścig był chyba najlepszy z dotychczasowych edycji. Bardzo żwawa trasa idealna pogoda, ciekawa obsada i bardzo fajna atmosfera. Jakby tylko jeszcze nawierzchnia po której się ścigaliśmy byłaby lepsza to byłoby idealnie.

Komentarze (1)

Dwie gumy przed wyścigiem i potem łańcuch = pech! Mnie też dopadł pech - szutrowa trasa!
Pozdrawiam

robin 22:01 niedziela, 22 maja 2011
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa skuki

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]