Zima w pełni, las wolski zasypało śniegiem i grzechem było nie pojechać w teren żeby nacieszyć się śniegiem. Wybrałem przełajówkę i ruszyłem przed siebie. W nocy trzymał dość mocny mróz i pod warstwą świeżego śniegu, który napadał niedawno krył się twardy lód który momentami utrudniał jazdę. Musiałem momentami jechać niebezpiecznie szybko żeby rower był stabilny. Zaliczyliśmy z kolegą znane trasy, a z powrotem podjazdem asfaltowym od strony Bielan dojechaliśmy prawie pod zoo. Na podjeździe tym jeździło na sankach pełno dzieciaków. Bezcenna była mina ludzi którzy patrzyli na mnie i kolegę jak na zjawisko, które było tym większe że przełaj nie jest zbyt często spotykanym rowerem w Krakowie.
W dniu dzisiejszym koniecznie musiałem się wybrać na rower. Od kilku tygodni planowałem zaliczyć Zalew Dobczycki i wreszcie udało mi się to zrobić. Pogoda nie rozpieszczała bo padał momentami silny deszcz, ale na szczęście było baaardzo ciepło. Z drobnym poślizgiem ruszyłem z domu w kierunku Swoszowic, później tradycyjnie przez Dobczyce, Kornatkę i Borzęta podjechałem do Zakliczyna gdzie odwiedziłem na chwilę rodziców. Ponieważ robiło się ciemno szybko zmyłem się do domu. W drodze powrotnej w Swoszowicach spotkałem kolegę z forum. Szkoda że całą trasę musiałem pokonać samotnie, najwyraźniej wszyscy spędzają te święta przed telewizorem. A szkoda...
Pogoda nie nastrajała do jazdy rowerem, było zimno i zaczynał padać śnieg. Ubrałem się ciepło i dojechałem na cichy kącik gdzie zebrała się mała grupa krakowskich kolarzy. Nic dziwnego że było nas tak mało, było ziiiimno. Z początku bocznymi drogami dojechaliśmy do Krzeszowic. Ponieważ musiałem być w domu na 13 odbiłem w Krzeszowicach by wrócić główną ulicą do domu. Akurat pech chciał że w drodze powrotnej wiało i śnieżyło mi prosto w twarz. To był sprawdzian mojej formy i nawet najgorzej nie wyszło :-)
W ten mikołajkowy dzień razem z czwórką pozostałych kolegów pojechaliśmy odwiedzić wielbłąda, który zamieszkuje zagrodę nieopodal Alwerni. Z początku pojechaliśmy do Piekar i przez Czernichów wjechaliśmy w jakieś zadupia, o których istnieniu nawet nie wiedziałem ;-) Później wyskoczyliśmy na trasę do Oświęcimia i po zobaczeniu tytułowego wielbłąda śmignęliśmy przez Alwernię, Krzeszowice i Zabierzów do Krakowa.
To był dość nieudany wyjazd. Celem dzisiejszej wycieczki był zamek w Rudnie, trasa dość prosta więc wybrałem przełajówkę. Los mnie pokarał w połowie drogi gdy na jednym z szutrowych zjazdów (bardzo łatwym z resztą) złapałem snake'a. Minutę później dobiłem kolejne koło. Na szczęście koledzy poratowali mnie łatkami i mogłem bezpiecznie wrócić do domu.
Ostatnio coraz mniej chętnych do jazdy po zmierzchu. Szkoda...kręcenie w nocy ma zupełnie inny urok. Razem z kolegą, tym razem we dwójkę pokręciliśmy trochę po górkach przy Zakrzówku u Pychowicach. Gdyby nie błoto byłoby idealnie, a tak trzeba znów będzie umyć rower ;-)
W ten przepiękny dzień miałem dwie opcje do wyboru, albo jechać w kierunku Niepołomic pojeździć trochę po płaskim terenie, albo troszkę po górkach na północ od Krakowa. Wybrałem tę drugą opcję i mimo faktu że koledzy narzucili dość mocne tempo udało mi się dotrzymać im kroku i na przełajówce zrobić dość miły dystans.
Mieszkam w Krakowie na Bronowicach. Najczęściej jeżdżę szosówką po okolicznych drogach. Staram się w miarę często i regularnie startować w Maratonach MTB i Szosowych (z przewagą tych drugich).