Dla odmiany ruszyliśmy z moją przełajką w teren. O 19 umówiłem się z kolegą na błotną jazdę. Nieźle się uśmiałem z jego reakcji gdy zobaczył mnie na przełajówce. On na karbonowym fullu a ja na czymś takim. Jak się później okazało mimo tej dużej różnicy na zjazdach i podjazdach kolega zostawał z tyłu. Jednak wąskie oponki pozwalają lepiej jeździć w błocie i technicznie pokonywać przeszkody. Zaczynam dochodzić do wniosku że rower przełajowy to najbardziej ulubiony z moich rowerów :-)
Po tygodniowej przerwie spowodowanej stanem demotywacji, ponownie wsiadłem na rower. Sobotnim wieczorem w dość niesprzyjających warunkach razem z kolegą zrobiliśmy standardową trasę Kraków -> Tyniec -> Bielany -> Rząska -> Kraków
Zanim wyruszyłem z domu musiałem zmierzyć się z upierdliwymi dętkami które to w zimówce pękają jak oszalałe, co wskazuje że najwyższy czas na wymianę dętek i opon. Przydałyby się też nowe koła bo tamte są wybitnie nieprzyjazne w przypadku zdejmowania opony...
W jedyny wolny weekendowy dzień, trzeba było korzystać i zrobić jakiś dłuższy dystans. Początkowo planowałem jechać na cichy kącik, ale o godzinie 10 padał deszcz więc postanowiłem poczekać godzinkę. Gdy opady troszkę zelżały wsiadłem na zimówkę i ruszyłem do rodziców. Trasa dość standardowa - Kraków -> Swoszowice -> Świątniki Górne -> Siepraw i Zakliczyn. Na podjazdach troszkę mocniej pociągnąłem i deszcz trochę dał mi w kość. Mimo że chwilkę posiedziałem u rodziców ciężko mi się wracało. Coś czuję że trzeba mocniej się przykładać do treningów...
Ostatnio mam mało czasu na robienie formy. Niestety. Tradycyjnie tym razem robiłem pętelkę Kraków - Balice - Rząska - Bronowice. Ustaliłem wstępnie swój plan treningowy na najbliższy czas. Nie będzie to nic specjalnego bo nie mam jakiejś specjalnej wiedzy na temat metod treningowych. Ale jak w końcu przeczytam biblię Freila to może coś pozmieniam.
Obecnie ma to z grubsza wyglądać tak: Poniedziałek - baza Wtorek - podjazdy Czwartek - baza i szybkość Piątek - szybkość i wytrzymałość Sobota - baza i wytrzymałość podstawowa
Środy i Niedziele to czas na regenerację a więc dyżury w szpitalu :-(
No cóż czasem trzeba się zmusić żeby pojeździć na rowerze i zrobić jakieś kilometry. Przez tą zimową aurę nie specjalnie mam siły jeździć, a jazda na trenażerze w domu jest dla mnie męczarnią. Tradycyjnie, jedna pętelka Kraków -> Balice -> Rząska. Jazda w tlenie i nic więcej :-)
Korzystając z wolnej soboty wyskoczyłem nabić trochę kilometrów. Ledwo podjechałem pod lasek wolski a w tylnej dętce nie miałem prawie powietrza. Pomyślałem że jak zwykle pech to pech i nieco podłamany zabrałem się za zmianę dętki. Zacząłem szukać przyczyny ciągle pękających dętek w tylnym kole. Podczas przedostatniej jazdy macałem oponę i nie udało mi się nic znaleźć. Na szczęście tym razem było jasno i udało mi się dopatrzeć kawałka szkła który dyskretnie wystawał ponad powierzchnię opony. Załatawszy dętkę ruszyłem przed siebie w spokojnym tempie.
Mieszkam w Krakowie na Bronowicach. Najczęściej jeżdżę szosówką po okolicznych drogach. Staram się w miarę często i regularnie startować w Maratonach MTB i Szosowych (z przewagą tych drugich).