Trasa rowerowa do Tyńca x5

Poniedziałek, 19 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
W ramach nabijania kilometrów dzisiaj jeździłem sobie płasko na typowym treningowym odcinku czyli trasa rowerowa do Tyńca. Żeby było treningowo ściśle trzymałem się strefy tlenowej, maksymalnie dochodząc do 80% HR Max. Szczęśliwie czuję że trochę forma mi się poprawiła.

Rozjazd

Niedziela, 18 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Zwykła jazda
Po wczorajszym mocniejszym treningu czułem w nogach zmęczenie. Rano chciałem jechać z kolegami z grupy, ale nie udało się. Wyjazd do rodziców pokrzyżował mi plany. Późnym popołudniem gdy wciąż trwały uroczystości żałobne zebrałem się na krótką jazdę w tlenie. Ledwo minąłem błonia i skierowałem się na Salwator, gdy podczas wymijania jednego z rowerzystów rozciąłem z boku oponę przebijając dętkę.

Było mi bardzo głupio bo omijanie miało mieć formę efektownego sprintu obok wlekącego się "niedzielnego rowerzysty" a wyszło jak wyszło. Szybkie łatanie dętki i ruszam dalej w kierunku Tyńca. Oczywiście na bulwarach było pełno ludzi, ale jako że jechałem na lekką przejażdżkę nie wadziło mi to za specjalnie.

Wracając do domu musiałem się przebijać przez tłumy ludzi którzy wracali z pogrzebu. Atmosfera tego wydarzenia była nieopisywalna, ale ludzie szli jak w amoku, zachowywali się tak jakby cała droga była ich. Całe to przebijanie się przez Kraków skutecznie zniechęciło mnie do dalszej jazdy. Po godzinie kręcenia wróciłem do domu.

Trening z Cichym Kącikiem

Sobota, 17 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
Pogoda tego dnia była przepiękna. Początkowo planowałem ruszyć w drogę dookoła zalewu Dobczyckiego, ale koledzy z rowerowania troszkę za wcześnie planowali wyjechać. Ostatecznie zebrałem się i pojechałem na 10:00 na zbiórkę krakowskich kolarzy na cichym kąciku.

Trasa była prawie że oczywista, kierunek Alwernia później Trzebinia i powrót do domu. Tempo było idealne. Przynajmniej na moją formę w sam raz. Mocniejsze zrywy, hopki, oraz jazda momentami w tlenie. Zapewne tego przyczyną były odcinki gdzie był zdarty asfalt.

Po około 40 kilometrach jazdy, kolega złapał kapcia. Zatrzymałem się razem z nim również z tej przyczyny że zaczynałem powoli słabnąć. Po naprawie zrobiliśmy mały nawrót i przez Zalas wróciliśmy do domu. W sumie wyszło mi 88 kilometrów z groszami. Po powrocie do domu byłem mocno wyrąbany, ale trening był idealny.

Szosa w tlenie

Piątek, 16 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
W dniu dzisiejszym zrobiłem sobie niedługą jazdę w tlenie. Trzeba było przetestować nowe kółka które założyłem do przełajówki - Mavic Aksium Race. Koła super, swoją drogą. A jazda? Nic specjalnego 3 razy w tę i z powrotem bulwarami do Tyńca.

MTB Marathon Dolsk

Wtorek, 13 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
Na ten dzień czekałem dość długo, gdyż mimo wcześniejszych planów by pojechać na jakiś zimowy maraton dopiero teraz udało mi się wyrwać. Niestety forma specjalna na ten dzień nie była, tam samo jak dzień nie był zbyt motywujący do jazdy.

O katastrofie prezydenckiego samolotu dowiedzieliśmy się rano, niedługo przed startem koledzy włączyli telewizor i nagle ktoś krzyknął że samolot prezydenta się rozbił. Po niedługim czasie było wiadomo że nikt nie przeżył. Na początku mieliśmy obawy że maraton zostanie odwołany, ale skoro puścili gigowców to i nas puszczono.

Sam początek przebiegał w bardzo smutnej atmosferze, nie było tej nastrajającej do walki muzyki, spiker przedstawił główne "gwiazdy" wyścigu - Majkę Włoszczowską i Paulę Gorycką.

Ponieważ na start dotarłem z kolegami dość późno toteż staliśmy dość daleko od startu. Efektem tego była konieczność przebijania się przez tłumy maruderów którzy skutecznie blokowali trasę. Niestety omijanie ich po grząskim piasku powodowało szybki wzrost tętna i zużywanie energii.

Na samym początku jechałem jak idiota, napierałem ile sił w nogach starałem się przebić jak najszybciej. Pić mi się nie chciało, jeść za specjalnie też. Gdy dotarliśmy do pierwszego asfaltowego odcinka podpiąłem się do niedużej grupki i wspólnie przejechaliśmy ten dość ciężki ze względu na wiatr odcinek. Gdy wjechaliśmy w teren nie zwalniałem tempa. Jechało się szybko i przyjemnie gdyż momentami wychodziło słońce a drzewa dawały ochronę przed wiatrem.

Największym problemem całego wyścigu był dla mnie brak licznika oraz źle dobrane opony. Nie wiedziałem jak szybko jadę i ile jeszcze kilometrów do końca zostało. Na drugim asfaltowym odcinku starałem się przebijać do przodu. Niestety grupy do których się dołączałem nie chciały za bardzo współpracować a każdy starał się schować by jak najmniej walczyć z bocznym wiatrem.

W ten oto sposób w 2/3 maratonu dopadł mnie silny kryzys. Dawno nie miałem takowego, co w dużej mierze było spowodowane antybiotykiem który skończyłem brać w dzień przed maratonem. Pech pomyślałem...mimo gradu, silnego wiatru i ulewnego deszczu jakoś dotoczyłem się do mety kończąc na okropnym 264 miejscu.

Ogólnie rzecz opisując to maraton był bardzo smutny. Każdy jechał zamyślony, na twarzach ludzi malował się smutek. Nie trudno było zgadnąć dlaczego. Tego dnia zapewne nikt nie myślał o samym ściganiu i zabawie...

Cholerny pech i 30 km na flaku

Niedziela, 4 kwietnia 2010 · Komentarze(5)
Kategoria Zwykła jazda
W ten piękny dzień zebrałem się na rower dość późno. Jak zwykle przed wyjściem stałem przed dylematem wyboru trasy i roweru. Postanowiłem pojechać rowerem do Bochni - miejsca gdzie pracuję. Ponieważ przełajówka miała pęknięte 3 szprychy postanowiłem podcentrować trochę koło i zaryzykować jazdę na tym rowerze. Zebrałem wszystkie niezbędne rzeczy i w drogę.

Do Bochni jechało się bardzo przyjemnie. Trasa wręcz wymarzona, lekki wiaterek, hopki na zmianę z płaskimi odcinkami cieplutko. Dojechałem do miejsca docelowego, nawrót i wracam do Krakowa. Na uzupełnienie picia i zjedzenie czegoś zatrzymałem się na stacji benzynowej tuż za miastem. Zobaczyłem że w przednim kole mam dość mało powietrza, dopompowałem trochę i zacząłem walkę z silnym wiatrem który jak na złość zaczął wiać prosto w twarz. Nie przejechałem 5 kilometrów jak nagle z przedniego koła uszło całe powietrze. Zaczynam szukać dętki...K***A...nie mam...no to łatki....K***A też nie mam...nie mam pojęcia jak to się stało ale tak się skupiłem na tych szprychach że nie zabrałem podstawowych rzeczy.

Postanowiłem jechać na kapciu. I w sumie dojechałbym do Krakowa gdyby nie ten cholerny wiejący w twarz wiatr. Po 20 kilometrach skapitulowałem. Telefon do żony i staram się dojechać do Krakowa jak najbliżej. Jak na złość tuż przed Wieliczką wiatr ustał a nogi jakby nabrały sił. Niedługo potem dojechałem do żonki która na mnie czekała. Wkurzony na siebie i nieco zdołowany wróciłem do domu.

Mały peszek i krótka jazda

Sobota, 3 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
Na dzień dzisiejszy nie miałem jakichś specjalnych planów. Założyłem sobie że wstanę o 8 i pojadę z kolegami w jakąś dalszą drogę. Niestety zadzwonili rodzice i plan szlag trafił, bo musiałem jechać do nich. Po procie do domu zebrałem się, wziąłem przełajkę i ledwo wyjechałem z domu jak w tylnym kole poszły dwie szprychy. Koło było na tyle scentrowane że nie dało się jechać, poza tym trochę bałem się że zaczną pękać kolejne.

Wróciłem do domu i zabrałem górala. Pojeździłem godzinę, na więcej nie miałem jakoś ochoty bo jazda góralem po szosie to żadna przyjemność.

Zbór kilku treningów

Wtorek, 30 marca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
Ojej obiecuję sobie że będę regularnie wpisywał wyjazdy :-) O! Na przykład dzisiaj zrobiłem sobie trening szybkościowy. 3x szybkie tempo zakończone sprintem z tętnem submaksymalnym. Od tego trenowania poszły mi 3 szprychy w tylnym kole przełajki :-(

Niepołomice szosowo

Sobota, 20 marca 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Zwykła jazda
Wyjazdy do Niepołomic umawiane z kolegami zawsze należą do pechowych. Za każdym razem jak mamy się wybrać w tamte strony przytrafia mi się jakimś cudem zaspać. Tak też było tym razem. O 10 mieliśmy ruszyć spod salonu Opla przy AWF. Równo o 10:00 zadzwonił do mnie kolega. Zerwałem się z łóżka i powiedziałem że lecę na wariata i dogonię ich. Po niecałych 40 minutach, szybkim śniadaniu jechałem z niespełna 40 km/h w kierunku puszczy niepołomickiej. To był pierwszy dzień prawdziwej wiosny. Ja natomiast jak idiota ubrałem się w ciepłe ciuchy przez co musiałem się rozbierać w połowie drogi bo byłem cały zlany potem. Ponieważ dość dobrze trzymało mi się tempo udało mi się dogonić kolegów gdy ci wracali z końca puszczy. W drodze powrotnej bardzo szybko skończyło mi się picie, jeden batonik musli tez niewiele zdziałał. Trzeba było się zatrzymać na uzupełnienie zapasów. Tylko jak to zrobić gdy w pośpiechu zabrałem od siebie z domu tylko 5 zł?! W drodze powrotnej ciężko mi było trzymać tempo. Szaleńcza próba dogonienia kolegów spowodowała że zużyłem całe zapasy glikogenu w mięśniach i z powrotem były ciężkie jak z ołowiu. Na szczęście kryzys dopadł mnie dopiero przed samym Krakowem gdzie tempo trochę spadło. To był mój pierwszy wyjazd szosowy w tym roku w takim tempie. Pogoda i towarzystwo dopisało. Szkoda że forma leży i kwiczy a ja nie mam czasu na treningi :-(

Szosowo treningowo

Piątek, 19 marca 2010 · Komentarze(0)
Żeby otrzepać rower ze środowego błota pojechaliśmy przewietrzyć się na szosie. Trasa była płaściutka - 3x trasa Kraków - Tyniec bulwarami. Jadąc za pierwszym razem spotkałem kolegę który również jeździł dzisiaj na przełajce, chwilę pogadaliśmy i zrobiłem tę samą trasę jeszcze 2 razy. Na końcu każdego odcinka szybki sprint i próba osiągnięcia tętna maksymalnego.