Kraków - Swoszowice - Dobczyce - Kornatka - Myślenice - Chełm - Świątniki Górne - Kraków
Sobota, 28 kwietnia 2012
· Komentarze(3)
Kategoria Trening
Czwarty dzień kręcenia z rzędu! To już prawdziwe rowerowe święto. Od rana słońce świeciło jak w lecie i było cieplutko. O godzinie 10 była zbiórka pod Smokiem i wypad za miasto - na szosówkach. W planach zaliczenie podjazdu na Chełm.
Oczywiście jak to zwykle bywa w moim przypadku, wstałem za późno, zanim zdążyłem coś zjeść to była już prawie 10. Do tego jeszcze w drodze pod Wawel zatrzymałem się przy Błoniach - przywitałem się z "cichokącikowcami" oraz ze znajomymi, którzy brali udział w Rajdzie do Trzebnicy.
Właśnie tę imprezę planowałem zaliczyć w tym dniu, ale ostatecznie zmieniłem zdanie i wcale nie żałuję. Pod smokiem byłem 20 minut po 10 - fatalna sprawa bo koledzy czekali już od dłuższego czasu. W sumie wystartowała nas 5tka. Dawid, Schweps, Borys i przypadkowy kolega (nie pamiętam imienia :-( ), który zdecydował się do nas dołączyć.
Jeszcze w Krakowie zaczyna się lajtowe tempo - co oznacza około 40 km na liczniku. Gubimy nowego kolegę i kierujemy się na Swoszowice. Tam czeka nas pierwszy dłuższy podjazd, a ja czuję że zaczynam się męczyć. Pierwszy, drugi i kolejne podjazdy idą już lepiej. Za każdym razem jak jadę przez Grabówki, Koźmice Wielkie i ogólnie okolice Sieprawia to zawsze wspominam moje początki na rowerze. To jak podjazdy które teraz łykam bez większej zadyszki wydawały mi się bardzo strome i ciężkie do podjechania.
Dojeżdżamy do Dobczyc utrzymując mocne tempo. Na dzisiejszą wycieczkę wybrałem Opium'a z racji że ma kompaktową korbę. Chciałem też przetestować nowe hamulczyki (FSA SL-K) i nowe kółka (Mavic Aksium). Niestety mam w nim zamonotwane 35 milimetrowe opony. Z tej racji aż się dziwiłem sobie że udaje mi się utrzymać prędkość i dotrzymać kolegom kroku. Mijamy miasto i zaczyna się podjazd do Kornatki.
Każdy swoim tempem wdrapuje się się górę - ja oczywiście zostaję z tyłu. Koledzy już na mnie czekali na szczycie.
Chwilka postoju i decydujemy się jechać kawałek dalej by zahaczyć o sklep spożywczy. Szybki zjazd i zatrzymujemy się na picie, jedzenie i lody.
Po przerwie ciężko było się znów rozkręcić. Nogi trochę zaczynały mnie boleć mimo że dopiero przejechaliśmy niecałe 60 km. No i znów podjazd a następnie długi zjazd do poziomu zalewu, gdzie czekają na nas piękne widoki budzącej się do życia natury.
Powoli dobijamy do Myślenic. Przez Osieczany dobijamy do podjazdu na Chełm. No i znów każdy swoim tempem. Kolega Borys i ja zostajemy nieco z tyłu, ale równym tempem wspinamy się na sam szczyt. O tyle dobrze się jechało, że prawie cały podjazd biegł w lesie. Na szczycie znów prażyło słońce, ale za to widok wynagradzał cały trud wspinaczki.
Podczas zjazdu zatrzymałem się by nakręcić krótki filmik na pamiątkę.
&feature=youtu.be
Powrót przez Polankę odbywał się na rezerwie. Goniłem chłopaków resztką sił. Tuż przed Sieprawiem, Dawid i Schweps odskoczyli nam solidnie. Kolejny postój robimy w Świątniach Górnych - we czwórkę. Wypijam Tigera jako ostatnią deskę ratunku przed kryzysem. Podobnie jak kiedyś w okolicach 80-90 kilometra w tym roku dopada mi kryzys - niestety mam za mało przejechanych kilometrów.
Przez Wrząsowice i Swoszowice wracamy do domu. Za Swoszowicami Dawid i Borys odbijają w kierunku swoich domów, a ja ze Schwepsem rozstajemy się przy Bonarce.
No cóż, jak wróciłem do domu to sił miałem baaardzo mało. Ale za to trening był bardzo udany. Solidne tempo i kilometrów niemało. No i jak zwykle świetna atmosfera i towarzystwo.
Oczywiście jak to zwykle bywa w moim przypadku, wstałem za późno, zanim zdążyłem coś zjeść to była już prawie 10. Do tego jeszcze w drodze pod Wawel zatrzymałem się przy Błoniach - przywitałem się z "cichokącikowcami" oraz ze znajomymi, którzy brali udział w Rajdzie do Trzebnicy.
Właśnie tę imprezę planowałem zaliczyć w tym dniu, ale ostatecznie zmieniłem zdanie i wcale nie żałuję. Pod smokiem byłem 20 minut po 10 - fatalna sprawa bo koledzy czekali już od dłuższego czasu. W sumie wystartowała nas 5tka. Dawid, Schweps, Borys i przypadkowy kolega (nie pamiętam imienia :-( ), który zdecydował się do nas dołączyć.
Jeszcze w Krakowie zaczyna się lajtowe tempo - co oznacza około 40 km na liczniku. Gubimy nowego kolegę i kierujemy się na Swoszowice. Tam czeka nas pierwszy dłuższy podjazd, a ja czuję że zaczynam się męczyć. Pierwszy, drugi i kolejne podjazdy idą już lepiej. Za każdym razem jak jadę przez Grabówki, Koźmice Wielkie i ogólnie okolice Sieprawia to zawsze wspominam moje początki na rowerze. To jak podjazdy które teraz łykam bez większej zadyszki wydawały mi się bardzo strome i ciężkie do podjechania.
Dojeżdżamy do Dobczyc utrzymując mocne tempo. Na dzisiejszą wycieczkę wybrałem Opium'a z racji że ma kompaktową korbę. Chciałem też przetestować nowe hamulczyki (FSA SL-K) i nowe kółka (Mavic Aksium). Niestety mam w nim zamonotwane 35 milimetrowe opony. Z tej racji aż się dziwiłem sobie że udaje mi się utrzymać prędkość i dotrzymać kolegom kroku. Mijamy miasto i zaczyna się podjazd do Kornatki.
Każdy swoim tempem wdrapuje się się górę - ja oczywiście zostaję z tyłu. Koledzy już na mnie czekali na szczycie.
Chwilka postoju i decydujemy się jechać kawałek dalej by zahaczyć o sklep spożywczy. Szybki zjazd i zatrzymujemy się na picie, jedzenie i lody.
Po przerwie ciężko było się znów rozkręcić. Nogi trochę zaczynały mnie boleć mimo że dopiero przejechaliśmy niecałe 60 km. No i znów podjazd a następnie długi zjazd do poziomu zalewu, gdzie czekają na nas piękne widoki budzącej się do życia natury.
Powoli dobijamy do Myślenic. Przez Osieczany dobijamy do podjazdu na Chełm. No i znów każdy swoim tempem. Kolega Borys i ja zostajemy nieco z tyłu, ale równym tempem wspinamy się na sam szczyt. O tyle dobrze się jechało, że prawie cały podjazd biegł w lesie. Na szczycie znów prażyło słońce, ale za to widok wynagradzał cały trud wspinaczki.
Podczas zjazdu zatrzymałem się by nakręcić krótki filmik na pamiątkę.
&feature=youtu.be
Powrót przez Polankę odbywał się na rezerwie. Goniłem chłopaków resztką sił. Tuż przed Sieprawiem, Dawid i Schweps odskoczyli nam solidnie. Kolejny postój robimy w Świątniach Górnych - we czwórkę. Wypijam Tigera jako ostatnią deskę ratunku przed kryzysem. Podobnie jak kiedyś w okolicach 80-90 kilometra w tym roku dopada mi kryzys - niestety mam za mało przejechanych kilometrów.
Przez Wrząsowice i Swoszowice wracamy do domu. Za Swoszowicami Dawid i Borys odbijają w kierunku swoich domów, a ja ze Schwepsem rozstajemy się przy Bonarce.
No cóż, jak wróciłem do domu to sił miałem baaardzo mało. Ale za to trening był bardzo udany. Solidne tempo i kilometrów niemało. No i jak zwykle świetna atmosfera i towarzystwo.