Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2010

Dystans całkowity:627.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:23:13
Średnia prędkość:27.01 km/h
Maks. tętno średnie:163 (83 %)
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:52.25 km i 1h 56m
Więcej statystyk

Jazda po szosie

Piątek, 30 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Zwykła jazda
Korzystając z pogody wybrałem się na niedługą przejażdżkę w sumie to już nawet nie pamiętam gdzie pojechałem ;-)

Trening interwałowy i siłowy

Wtorek, 27 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
Wczoraj pogoda zrobiła mi mały figiel. Ledwo wyjechałem z domu a zaczął padać deszcz - no cóż trzeba było zawrócić. Dzisiaj natomiast nie odpuściłem i zaraz po pracy zebrałem się z rowerem na mocniejszy trening. Najpierw trzy podjazdy pod lasek wolski - nie szło mi najgorzej ale mogłoby być lepiej. Po lasku wolskim odbiłem w kierunku Bielan. Stamtąd zjechałem do Tyńca i bulwarami wróciłem w szybkim tempie do domu.

Sobotni plan rowerowy zrealizowany.

Sobota, 24 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
Kategoria Trening
Plan na dzisiaj zrealizowałem w 100%. Niestety musiałem samemu pokonać zaplanowaną trasę, gdyż nikt ze znajomych nie wyraził chęci dołączenia się do mnie.

Pogoda była idealna - rowerowa. Wiał lekki wiatr, co w połowie trasy trochę przeszkadzało, zwłaszcza jak mocniej wiało na podjazdach, ale i to udało się przeżyć.

Z domu wyjechałem o 9 z groszami. Alejami doczołgałem się do rodna Matecznego a stamtąd na Swoszowice -> Ochojno -> Świątniki Górne. Na podjazdach do Świątników trochę się zmachałem. Widać że trening podjazdów zostawiłem daleko w tyle - trzeba będzie nad tym popracować bo siła mięśni i pikawa nie dają rady.

Zaraz za Świątnikami skierowałem się na Gorzków. Tutaj spotkała mnie dość niemiła sytuacja. Wyprzedzający mnie koleś nie zauważył że przed samochodem który jechał przede mną stał zaparkowany na poboczu inny samochód. Niestety z przeciwka jechało auto i zaraz po tym jak zajechał przede mnie zaczął ostro hamować. Musiałem uciekać na pobocze. Jak do niego dojechałem to okazało się że gość gadał przez telefon. Najbardziej wpieprzające było to że żadnego gestu przepraszam czy coś.

W Gorzkowie odbiłem na Dobczyce, do których dojechałem przez Stojowice. Oczywiście po drodze był super zjazd na którym udało mi się wyciągnąć 75 km/h. Zapewne jakbym jechał szosówką to udałoby się pobić mój obecny rekord prędkości który wynosi na zjeździe 84 km/h.

Trasa na około Zalewu Dobczyckiego, przez Brzezową i Kornatkę minęła szybko...trochę za szybko gdyż uwielbiam delektować się tamtejszymi widokami, zwłaszcza przy tak pięknej pogodzie.

Następnie przez Myślenice skierowałem się na Sułkowice, w których zrobiłem sobie mały postój żeby uzupełnić picie. Droga powrotna biegła przez Radziszów i Skawinę - najbardziej znienawidzony przeze mnie odcinek. Nie dość że jest tam wąsko to jeszcze nawierzchnia jest masakryczna. Niestety nie miałem innego pomysłu na powrót z Sułkowic. No niby można było jechać na Lanckoronę, ale to wydłużyłoby mi trasę, a niestety mój czas rowerowy dobiegał końca.

Do Krakowa dojechałem lekko padnięty. W ramach pracy nad ekonomią jazdy przejechałem 100 km na śniadaniu i jednym batonie Maxima :-) Mimo to wróciłem jakoś niespecjalnie głodny. Poza tym że jechało mi się znakomicie to udało mi się złapać ładną rowerową opaleniznę.

Dętkowego pecha ciąg dalszy.

Piątek, 23 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
Po powrocie z pracy czułem się nie najlepiej. Dość szybko zmodyfikowałem swój rowerowy plan na dzisiaj po tym jak położyłem się na chwilę spać. Gdy obudziłem się było grubo po 19. Żona jak usłyszała że idę na rower wściekła się trochę ale ostatecznie stwierdziła że lepsze to niż mam jej później jojczeć że nie poszedłem pojeździć.

Swoją drogą sama sobie jest winna bo mieliśmy jechać na zakupy i do kina ale jej oczywiście się nie chciało. Eh te kobiety...

Tak więc zebrałem się na rower. Błąd nr 1 - za lekko się ubrałem. Na szczęście szybki sprint po ul. Piastowskiej skutecznie mnie ogrzał. Gdy przebiłem się przez Błonia krakowskie ruszyłem w stronę Tyńca - tradycyjnie.

Jadąc w ciemnościach nie zauważyłem dziury w ulicy. W ostatniej chwili podrzuciłem przednie koło, ale tylne z impetem walnęło o krawędź dziury. Jak na złość - w najciemniejszym i najbardziej odosobnionym miejscu trasy usłyszałem charakterystyczne syczenie z tylnego koła. Szybko zabrałem się za wymianę dętki (na szczęście dzisiaj doszły pocztą świeżutkie i nowiutkie więc mogłem spokojnie zastąpić starą dętkę z kilkunastoma łatkami). Gdy chciałem ruszać dalej zobaczyłem SMSa wiadomo od kogo. Treści nie trzeba się długo domyślać - trzeba było wracać...

Znów do Tyńca

Wtorek, 20 kwietnia 2010 · Komentarze(4)
Kategoria Trening
Dzisiaj nie miałem za bardzo weny treningowej, a to głównie dlatego że mam małego rowerowego doła. Praca jako lekarz i rodzina całkowicie nie sprzyjają treningom. Człowiek wraca po dyżurze z pracy do stęsknionej żony i się zastanawia czy zrobić kolejny trening czy też posiedzieć z żoną które od 2 dni nie widział.

Forma oczywiście sama nie przychodzi. Myślałem nad tym by jeździć rowerem do pracy (do Bochni), ale myślę sobie że jechać na wariata 45 kilometrów myć się w szpitalu i później jeszcze skupiać się na tym by nie popełnić błędu to jest nie najlepsze wyjście. Na dyżurze oczywiście też kicha bo człowiek musi siedzieć na dupsku. Co gorsza brzuch powoli zaczyna mi rosnąć jak jakiemuś pierdowi co siedzi przed telewizorem i żłopie piwo :-(

Z tej racji wsiadłem na rower i wyładowałem się robią sobie 4 dwuminutowe sprinty na trasie do Tyńca. Wyszło mi mało kilometrów, ale przynajmniej dołek trochę minął. A w środę znów dyżur :'(

Trasa rowerowa do Tyńca x5

Poniedziałek, 19 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
W ramach nabijania kilometrów dzisiaj jeździłem sobie płasko na typowym treningowym odcinku czyli trasa rowerowa do Tyńca. Żeby było treningowo ściśle trzymałem się strefy tlenowej, maksymalnie dochodząc do 80% HR Max. Szczęśliwie czuję że trochę forma mi się poprawiła.

Rozjazd

Niedziela, 18 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Zwykła jazda
Po wczorajszym mocniejszym treningu czułem w nogach zmęczenie. Rano chciałem jechać z kolegami z grupy, ale nie udało się. Wyjazd do rodziców pokrzyżował mi plany. Późnym popołudniem gdy wciąż trwały uroczystości żałobne zebrałem się na krótką jazdę w tlenie. Ledwo minąłem błonia i skierowałem się na Salwator, gdy podczas wymijania jednego z rowerzystów rozciąłem z boku oponę przebijając dętkę.

Było mi bardzo głupio bo omijanie miało mieć formę efektownego sprintu obok wlekącego się "niedzielnego rowerzysty" a wyszło jak wyszło. Szybkie łatanie dętki i ruszam dalej w kierunku Tyńca. Oczywiście na bulwarach było pełno ludzi, ale jako że jechałem na lekką przejażdżkę nie wadziło mi to za specjalnie.

Wracając do domu musiałem się przebijać przez tłumy ludzi którzy wracali z pogrzebu. Atmosfera tego wydarzenia była nieopisywalna, ale ludzie szli jak w amoku, zachowywali się tak jakby cała droga była ich. Całe to przebijanie się przez Kraków skutecznie zniechęciło mnie do dalszej jazdy. Po godzinie kręcenia wróciłem do domu.

Trening z Cichym Kącikiem

Sobota, 17 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
Pogoda tego dnia była przepiękna. Początkowo planowałem ruszyć w drogę dookoła zalewu Dobczyckiego, ale koledzy z rowerowania troszkę za wcześnie planowali wyjechać. Ostatecznie zebrałem się i pojechałem na 10:00 na zbiórkę krakowskich kolarzy na cichym kąciku.

Trasa była prawie że oczywista, kierunek Alwernia później Trzebinia i powrót do domu. Tempo było idealne. Przynajmniej na moją formę w sam raz. Mocniejsze zrywy, hopki, oraz jazda momentami w tlenie. Zapewne tego przyczyną były odcinki gdzie był zdarty asfalt.

Po około 40 kilometrach jazdy, kolega złapał kapcia. Zatrzymałem się razem z nim również z tej przyczyny że zaczynałem powoli słabnąć. Po naprawie zrobiliśmy mały nawrót i przez Zalas wróciliśmy do domu. W sumie wyszło mi 88 kilometrów z groszami. Po powrocie do domu byłem mocno wyrąbany, ale trening był idealny.

Szosa w tlenie

Piątek, 16 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
W dniu dzisiejszym zrobiłem sobie niedługą jazdę w tlenie. Trzeba było przetestować nowe kółka które założyłem do przełajówki - Mavic Aksium Race. Koła super, swoją drogą. A jazda? Nic specjalnego 3 razy w tę i z powrotem bulwarami do Tyńca.

MTB Marathon Dolsk

Wtorek, 13 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
Na ten dzień czekałem dość długo, gdyż mimo wcześniejszych planów by pojechać na jakiś zimowy maraton dopiero teraz udało mi się wyrwać. Niestety forma specjalna na ten dzień nie była, tam samo jak dzień nie był zbyt motywujący do jazdy.

O katastrofie prezydenckiego samolotu dowiedzieliśmy się rano, niedługo przed startem koledzy włączyli telewizor i nagle ktoś krzyknął że samolot prezydenta się rozbił. Po niedługim czasie było wiadomo że nikt nie przeżył. Na początku mieliśmy obawy że maraton zostanie odwołany, ale skoro puścili gigowców to i nas puszczono.

Sam początek przebiegał w bardzo smutnej atmosferze, nie było tej nastrajającej do walki muzyki, spiker przedstawił główne "gwiazdy" wyścigu - Majkę Włoszczowską i Paulę Gorycką.

Ponieważ na start dotarłem z kolegami dość późno toteż staliśmy dość daleko od startu. Efektem tego była konieczność przebijania się przez tłumy maruderów którzy skutecznie blokowali trasę. Niestety omijanie ich po grząskim piasku powodowało szybki wzrost tętna i zużywanie energii.

Na samym początku jechałem jak idiota, napierałem ile sił w nogach starałem się przebić jak najszybciej. Pić mi się nie chciało, jeść za specjalnie też. Gdy dotarliśmy do pierwszego asfaltowego odcinka podpiąłem się do niedużej grupki i wspólnie przejechaliśmy ten dość ciężki ze względu na wiatr odcinek. Gdy wjechaliśmy w teren nie zwalniałem tempa. Jechało się szybko i przyjemnie gdyż momentami wychodziło słońce a drzewa dawały ochronę przed wiatrem.

Największym problemem całego wyścigu był dla mnie brak licznika oraz źle dobrane opony. Nie wiedziałem jak szybko jadę i ile jeszcze kilometrów do końca zostało. Na drugim asfaltowym odcinku starałem się przebijać do przodu. Niestety grupy do których się dołączałem nie chciały za bardzo współpracować a każdy starał się schować by jak najmniej walczyć z bocznym wiatrem.

W ten oto sposób w 2/3 maratonu dopadł mnie silny kryzys. Dawno nie miałem takowego, co w dużej mierze było spowodowane antybiotykiem który skończyłem brać w dzień przed maratonem. Pech pomyślałem...mimo gradu, silnego wiatru i ulewnego deszczu jakoś dotoczyłem się do mety kończąc na okropnym 264 miejscu.

Ogólnie rzecz opisując to maraton był bardzo smutny. Każdy jechał zamyślony, na twarzach ludzi malował się smutek. Nie trudno było zgadnąć dlaczego. Tego dnia zapewne nikt nie myślał o samym ściganiu i zabawie...