Ależ to był wspaniały dzień. Pojechaliśmy razem z grupą w kierunku Włoszczowa. Wyjazd oczywiście z Krakowa o 9 rano. Trasa taka jaką uwielbiam - prawie płasko, czasem niewielki hopki, świetny asfalt i duużo kilometrów. To był najlepszy wypad w moim życiu bo po pierwsze: nie miałem kryzysu wynikającego z błedu jedzenia podczas jazdy - jedynie jak mi się picie skończyło to miałem ciężkie chwile. Po drugie nie zostałem z tyłu a nawet dawałem z miany i napierałem do przodu zamiast wozić się na kole. No i oczywiście wspaniałe piękne, polskie widoki - pola pełne żyta, czerwone maki i rzepak...no cudo po prostu...
Komentarze (4)
no bo w porównaniu do tego co normalnie jeździmy było płasko. W świętokrzyskim było płasko, w jurze krakowsko-częstochowskiej były non stop hopki.
Tak się składa że prześledziłem to co pisaliście na "bikeholicy" i to co piszesz tutaj. Coś mi tu nie gra. Ojtet wspomina o przewyższeniu 2100m a Ty o trasie płaskiej z nie wielkimi hopkami. No może tu tkwi różnica że on 260 a Ty "jedynie" 255 przejechałeś.
Dzięki śliczne. Przyznam szczerze że nie mam pamięci do nazw miejscowości :-( ale kolega zrobił GPS tracka: http://maps.google.com/maps/ms?hl=pl&ie=UTF8&msa=0&msid=105856787862141045954.00044f16af275100ba6eb&ll=50.575388,19.985504&spn=0.462227,0.85144&z=10
Mieszkam w Krakowie na Bronowicach. Najczęściej jeżdżę szosówką po okolicznych drogach. Staram się w miarę często i regularnie startować w Maratonach MTB i Szosowych (z przewagą tych drugich).