IC Kraków
Środa, 12 września 2012
· Komentarze(0)
Kategoria Trening
Kolejne zaliczone IC. Bardzo byłem ciekaw jak wygląda moja forma przy tak małej ilości kilometrów, które przejechałem w ostatnim czasie. Tradycyjnie z Błoń ruszyliśmy większą grupką. Pogoda zapowiadała się bardzo nieciekawie, ale miałem nadzieję że w końcu deszcz nie spadnie.
Niestety pomyliłem się. Ledwo dojechaliśmy do Kryspinowa (gdzie czekała na nas ze dwa razy większa grupka kolarzy) jak dopadły nas chmury z których spadł deszcz. Lało praktycznie od Kryspinowa aż do powrotu. Momentami lało tak bardzo że nie było nic widać. Jednym słowem - masakra.
Ja natomiast tuż po starcie doczepiłem się do Beaty i starałem się utrzymać jej tempo. Na podjeździe pod Rybną odpadłem od głównej grupy, ale udało się też odjechać grupie z tyłu. Na zjeździe razem z kolegą dogoniliśmy czołówkę, która w obliczu oberwania chmury zwolniła z tempa i zrobiła się bardziej dostępna. Na rozjeździe pętli mega i giga razem z Beatą odbiliśmy na krótszy dystans. Byłem przemoczony, robiło się zimno i ciemno.
Jak dojeżdżaliśmy do Kryspinowa to już nie padało. Na ostatnich kilometrach miałem poczucie że tylne koło mi pływa, myślałem że złapałem gumę ale okazało się że jakimś cudem tylny zacisk się odpiął. Całe szczęście że nie pokusiłem się o sprint czy inne szaleństwa, bo koło mogło zupełnie wyskoczyć z widełek.
Na koniec zastanawiałem się czy czekać na resztę. Ostatecznie zrobiło mi się na tyle zimno że postanowiłem jechać od razu do Krakowa.
Niestety pomyliłem się. Ledwo dojechaliśmy do Kryspinowa (gdzie czekała na nas ze dwa razy większa grupka kolarzy) jak dopadły nas chmury z których spadł deszcz. Lało praktycznie od Kryspinowa aż do powrotu. Momentami lało tak bardzo że nie było nic widać. Jednym słowem - masakra.
Ja natomiast tuż po starcie doczepiłem się do Beaty i starałem się utrzymać jej tempo. Na podjeździe pod Rybną odpadłem od głównej grupy, ale udało się też odjechać grupie z tyłu. Na zjeździe razem z kolegą dogoniliśmy czołówkę, która w obliczu oberwania chmury zwolniła z tempa i zrobiła się bardziej dostępna. Na rozjeździe pętli mega i giga razem z Beatą odbiliśmy na krótszy dystans. Byłem przemoczony, robiło się zimno i ciemno.
Jak dojeżdżaliśmy do Kryspinowa to już nie padało. Na ostatnich kilometrach miałem poczucie że tylne koło mi pływa, myślałem że złapałem gumę ale okazało się że jakimś cudem tylny zacisk się odpiął. Całe szczęście że nie pokusiłem się o sprint czy inne szaleństwa, bo koło mogło zupełnie wyskoczyć z widełek.
Na koniec zastanawiałem się czy czekać na resztę. Ostatecznie zrobiło mi się na tyle zimno że postanowiłem jechać od razu do Krakowa.