IC #4
Środa, 11 lipca 2012
· Komentarze(0)
Kategoria Trening
TO już 4 udział w Krakowskim IC. Jak zwykle po dyżurze, ale tym razem zdobyłem się na niedługą drzemkę przed treningiem.
Z domu wyjechałem trochę wcześniej. Chciałem zahaczyć jeszcze o sklep rowerowy i zakupić magnes do licznika. Niestety poprzedni zgubiłem :-( Z racji zapowiadanych opadów deszczu zabrałem przełajówkę. W MBike'u nie było tego co potrzebowałem więc skoczyłem do Bikershopu... niestety po drodze zgubiłem bidon i trzeba było wracać go szukać.
W drodze na błonia zaczęło kropić. Niebo pokryło się gęstymi chmurami. O godzinie 17 na roku przy Cracovii pojawił się Gohan - Turek, który przyjechał do Polski w odwiedziny do znajomych. Wcześniej bywał na IC, ale nie miałem okazji z nim zamienić słowa. Poczekaliśmy chwilę po czym ruszyliśmy do Swoszowic. Gdzieś w połowie drogi kolega mówi że zmieniła się trasa i miejsce zbiórki (mści się brak konta na facebook'u). Ostatecznie okazuje się że ruszamy o 17:30 z Błoń. W drodze powrotnej zaczyna mocno padać.
Stoimy chwilę na Błoniach, dochodzi 17:30 i pojawia się Beata Kalemba... Chwilę stania we trójkę...czas mija i nikogo więcej nie ma. Jedziemy sami. W połowie Błoń dołącza do nas kolega z Bikeholików. Deszcz leje już równo.
Ruszamy na nową trasę IC. Kierując się strzałkami dojeżdżamy do Rybnej. Kilka tygodni temu był tam jeden plac budowy. Teraz śliczny asfalt wiedzie aż do samego Ruda. Deszcz przestaje padać. Ulice zaczynają powoli przesychać. Tempo średnie, ale ja i tak zaczynam się męczyć. Nie zjadłem nic solidnego przed startem.
Nieopodal Alwerni trasa rozchodzi się na dwa warianty - krótszy i dłuższy. Przez chwilę mam ochotę odpuścić i wracać do domu, ale ładne słoneczko zachęciło do dalszej jazdy. Na szczęście Beata z Tomkiem czekają na mnie i Gohana. Ostatnie kilometry są już wolniejsze. Można chwilę odpocząć.
Do domu dojeżdżam wyczerpany i cały brudny w piachu. Trasa wyniosła około 90 km.
................................................
Następnego dnia wybieram się wieczorem umyć rower na myjnię bezdotykową. Wielicką dojechałem do Prokocimia gdzie jest myjnia na uboczu i mały ruch. Po umyciu roweru wracam do domu...a tam znów mnie dopadł deszcz :-( Na szczęście nim się rozpadało na dobre to dojechałem do domu.
Z domu wyjechałem trochę wcześniej. Chciałem zahaczyć jeszcze o sklep rowerowy i zakupić magnes do licznika. Niestety poprzedni zgubiłem :-( Z racji zapowiadanych opadów deszczu zabrałem przełajówkę. W MBike'u nie było tego co potrzebowałem więc skoczyłem do Bikershopu... niestety po drodze zgubiłem bidon i trzeba było wracać go szukać.
W drodze na błonia zaczęło kropić. Niebo pokryło się gęstymi chmurami. O godzinie 17 na roku przy Cracovii pojawił się Gohan - Turek, który przyjechał do Polski w odwiedziny do znajomych. Wcześniej bywał na IC, ale nie miałem okazji z nim zamienić słowa. Poczekaliśmy chwilę po czym ruszyliśmy do Swoszowic. Gdzieś w połowie drogi kolega mówi że zmieniła się trasa i miejsce zbiórki (mści się brak konta na facebook'u). Ostatecznie okazuje się że ruszamy o 17:30 z Błoń. W drodze powrotnej zaczyna mocno padać.
Stoimy chwilę na Błoniach, dochodzi 17:30 i pojawia się Beata Kalemba... Chwilę stania we trójkę...czas mija i nikogo więcej nie ma. Jedziemy sami. W połowie Błoń dołącza do nas kolega z Bikeholików. Deszcz leje już równo.
Ruszamy na nową trasę IC. Kierując się strzałkami dojeżdżamy do Rybnej. Kilka tygodni temu był tam jeden plac budowy. Teraz śliczny asfalt wiedzie aż do samego Ruda. Deszcz przestaje padać. Ulice zaczynają powoli przesychać. Tempo średnie, ale ja i tak zaczynam się męczyć. Nie zjadłem nic solidnego przed startem.
Nieopodal Alwerni trasa rozchodzi się na dwa warianty - krótszy i dłuższy. Przez chwilę mam ochotę odpuścić i wracać do domu, ale ładne słoneczko zachęciło do dalszej jazdy. Na szczęście Beata z Tomkiem czekają na mnie i Gohana. Ostatnie kilometry są już wolniejsze. Można chwilę odpocząć.
Do domu dojeżdżam wyczerpany i cały brudny w piachu. Trasa wyniosła około 90 km.
................................................
Następnego dnia wybieram się wieczorem umyć rower na myjnię bezdotykową. Wielicką dojechałem do Prokocimia gdzie jest myjnia na uboczu i mały ruch. Po umyciu roweru wracam do domu...a tam znów mnie dopadł deszcz :-( Na szczęście nim się rozpadało na dobre to dojechałem do domu.