Ulop! :-D
Czwartek, 26 kwietnia 2012
· Komentarze(0)
Kategoria Trening
No to poszalałem. W ramach ucieczki od stresu pracy i przemęczenia wziąłem urlop. Pogoda zapowiadała się cudowna więc wszystko układało się idealnie! Do tego wczoraj sobie sprawiłem kamerkę - Kodak Playsport Zx5, która od dzisiaj będzie moim stałym rowerowym kompanem.
O godzinie 10 zwlekłem się z łóżka i wskoczyłem na rower. W planie było zaliczenie górek na południe od Bochni a więc okolice Muchówki, Królówki i Łapanowa. Wyjazd ten potraktowałem treningowo z racji że za nieco ponad miesiąc w tych okolicach będzie biegł Galicja Maraton, w którym zamierzam wziąć udział.
Minąwszy Wieliczkę miałem okazję zmierzyć się z upierdliwym wiatrem, który od momentu wyjazdu z domu dawał o sobie znać. Na szczęście kierunek wiatru wskazywał że z powrotem będzie wiało w plecy toteż będzie mi łatwiej wracać.
W Bochni odbiłem na Nowy Wiśnicz - pierwsze dwa podjazdy dały mi porządnie w kość. Chciałem zawracać, chociażby nawet dlatego że mierne śniadanie zaczynało o sobie dawać znać - po prostu zaczynał się kryzys.
Przepychając pod górkę udało mi się dotoczyć do Nowego Wiśnicza. Usiadłem sobie na ryneczku i chwilę odpocząłem.
W Muchówce musiałem ponownie się zatrzymać i zakupić coś do jedzenia. Bez Red Bulla się nie obeszło - czułem że dopada mnie kryzys a ja byłem dopiero w połowie drogi :-( Nabrawszy sił ruszyłem dalej. Szczęśliwie trochę się wypłaszczyło a ja nabrałem wiatru w żagle. Zatrzymałem się tylko na chwilę żeby zrobić zdjęcie widoku Tatr, które było widać w oddali - niestety zdjęcie wyszło poruszone :-( Na szczęście filmik wyszedł całkiem przyzwoicie :-)
W Łapanowie odbijam na Gdów. Od tego momentu zaczyna się wyścig z czasem gdyż musiałem być na 15 w domu. Szczęśliwie pomógł mi wiatr. Nogi zaczynały boleć coraz bardziej, ale jakoś udało mi się dotrzeć do Wieliczki a później do Krakowa.
W Krakowie natomiast była szaleńcza jazda żeby zdążyć przed zmieniającymi się światłami. Niestety jedną taką szarżę przepłaciłem silnym skurczem mięśni uda - znów musiałem zrobić małą przerwę i rozmasować nogę.
Do domu oczywiście spóźniłem się...około pół godziny. Ale za to wyjazd był bardzo udany - tym bardziej że po drodze temperatura dochodziła do 30 stopni i opaliłem się prawie na buraka :-)
O godzinie 10 zwlekłem się z łóżka i wskoczyłem na rower. W planie było zaliczenie górek na południe od Bochni a więc okolice Muchówki, Królówki i Łapanowa. Wyjazd ten potraktowałem treningowo z racji że za nieco ponad miesiąc w tych okolicach będzie biegł Galicja Maraton, w którym zamierzam wziąć udział.
Minąwszy Wieliczkę miałem okazję zmierzyć się z upierdliwym wiatrem, który od momentu wyjazdu z domu dawał o sobie znać. Na szczęście kierunek wiatru wskazywał że z powrotem będzie wiało w plecy toteż będzie mi łatwiej wracać.
W Bochni odbiłem na Nowy Wiśnicz - pierwsze dwa podjazdy dały mi porządnie w kość. Chciałem zawracać, chociażby nawet dlatego że mierne śniadanie zaczynało o sobie dawać znać - po prostu zaczynał się kryzys.
Przepychając pod górkę udało mi się dotoczyć do Nowego Wiśnicza. Usiadłem sobie na ryneczku i chwilę odpocząłem.
W Muchówce musiałem ponownie się zatrzymać i zakupić coś do jedzenia. Bez Red Bulla się nie obeszło - czułem że dopada mnie kryzys a ja byłem dopiero w połowie drogi :-( Nabrawszy sił ruszyłem dalej. Szczęśliwie trochę się wypłaszczyło a ja nabrałem wiatru w żagle. Zatrzymałem się tylko na chwilę żeby zrobić zdjęcie widoku Tatr, które było widać w oddali - niestety zdjęcie wyszło poruszone :-( Na szczęście filmik wyszedł całkiem przyzwoicie :-)
W Łapanowie odbijam na Gdów. Od tego momentu zaczyna się wyścig z czasem gdyż musiałem być na 15 w domu. Szczęśliwie pomógł mi wiatr. Nogi zaczynały boleć coraz bardziej, ale jakoś udało mi się dotrzeć do Wieliczki a później do Krakowa.
W Krakowie natomiast była szaleńcza jazda żeby zdążyć przed zmieniającymi się światłami. Niestety jedną taką szarżę przepłaciłem silnym skurczem mięśni uda - znów musiałem zrobić małą przerwę i rozmasować nogę.
Do domu oczywiście spóźniłem się...około pół godziny. Ale za to wyjazd był bardzo udany - tym bardziej że po drodze temperatura dochodziła do 30 stopni i opaliłem się prawie na buraka :-)