Dętkowego pecha ciąg dalszy.
Piątek, 23 kwietnia 2010
· Komentarze(2)
Po powrocie z pracy czułem się nie najlepiej. Dość szybko zmodyfikowałem swój rowerowy plan na dzisiaj po tym jak położyłem się na chwilę spać. Gdy obudziłem się było grubo po 19. Żona jak usłyszała że idę na rower wściekła się trochę ale ostatecznie stwierdziła że lepsze to niż mam jej później jojczeć że nie poszedłem pojeździć.
Swoją drogą sama sobie jest winna bo mieliśmy jechać na zakupy i do kina ale jej oczywiście się nie chciało. Eh te kobiety...
Tak więc zebrałem się na rower. Błąd nr 1 - za lekko się ubrałem. Na szczęście szybki sprint po ul. Piastowskiej skutecznie mnie ogrzał. Gdy przebiłem się przez Błonia krakowskie ruszyłem w stronę Tyńca - tradycyjnie.
Jadąc w ciemnościach nie zauważyłem dziury w ulicy. W ostatniej chwili podrzuciłem przednie koło, ale tylne z impetem walnęło o krawędź dziury. Jak na złość - w najciemniejszym i najbardziej odosobnionym miejscu trasy usłyszałem charakterystyczne syczenie z tylnego koła. Szybko zabrałem się za wymianę dętki (na szczęście dzisiaj doszły pocztą świeżutkie i nowiutkie więc mogłem spokojnie zastąpić starą dętkę z kilkunastoma łatkami). Gdy chciałem ruszać dalej zobaczyłem SMSa wiadomo od kogo. Treści nie trzeba się długo domyślać - trzeba było wracać...
Swoją drogą sama sobie jest winna bo mieliśmy jechać na zakupy i do kina ale jej oczywiście się nie chciało. Eh te kobiety...
Tak więc zebrałem się na rower. Błąd nr 1 - za lekko się ubrałem. Na szczęście szybki sprint po ul. Piastowskiej skutecznie mnie ogrzał. Gdy przebiłem się przez Błonia krakowskie ruszyłem w stronę Tyńca - tradycyjnie.
Jadąc w ciemnościach nie zauważyłem dziury w ulicy. W ostatniej chwili podrzuciłem przednie koło, ale tylne z impetem walnęło o krawędź dziury. Jak na złość - w najciemniejszym i najbardziej odosobnionym miejscu trasy usłyszałem charakterystyczne syczenie z tylnego koła. Szybko zabrałem się za wymianę dętki (na szczęście dzisiaj doszły pocztą świeżutkie i nowiutkie więc mogłem spokojnie zastąpić starą dętkę z kilkunastoma łatkami). Gdy chciałem ruszać dalej zobaczyłem SMSa wiadomo od kogo. Treści nie trzeba się długo domyślać - trzeba było wracać...