Nocna Masa Krytyczna - Kraków
Sobota, 12 września 2009
· Komentarze(0)
Ten weekend był dla mnie dość...ciekawy. Początkowo miałem jechać na XC do doliny Będkowskiej, ale jak sobie powiedziałem że w tym miesiącu się nie ścigam tak staram się dotrzymać danego słowa. No cóż niestety trzeba się ostro uczyć do egzaminu.
W niedzielę natomiast był plan pojechać na Rzeźnię, czyli wycieczkę organizowaną przez kolegę ściganta. Wyszło zupełnie inaczej. Przypadkiem na Bikestats wypatrzyłem informację o Nocnej Masie Krytycznej. Jako, że idea Mas Krytycznych bardzo mi nie podchodzi chciałem zobaczyć jak wygląda taka impreza w nocy - bez ruchu i nerwowych kierowców.
Ponieważ założyłem że tempo będzie lajtowe i pewnie co chwilę będziemy stawać (w czym niewiele się pomyliłem), zorganizowałem trochę wcześniej spotkanie z dwoma kolegami żeby pośmigać po lasku wolskim.
Tak więc o 22:00 ruszyliśmy w teren. Kiedy już się mniej więcej wyżyliśmy w terenie można było uderzyć na Masę. W sumie to byłem mile zaskoczony. Przyjechało dużo osób - mogłem z bliska poznać rowerzystów których na co dzień mijam jadąc rowerem lub samochodem.
Z początku gdy ruszyliśmy z Rynku czułem jak w nogach gotuje mi się krew. Trochę przyspieszyłem, a jak już w ogóle zobaczyłem że kolega na niebieskim ostrym ma na tyle siły żeby mocniej pocisnąć to obudziła się we mnie chęć ścigania. I tak się ścigaliśmy do Zoo.
Gdy wszyscy pokonali podjazd, ruszyliśmy spokojnie do Kopca Piłsudskiego. Oczywiście koniecznie trzeba było na niego wjechać - taka okazja nie zdarza się na codzień. Gdy skończyłem się zachwycać widokami z kopca, pożegnałem się ze wszystkimi i razem z kolegą wróciłem do domu. Chciało mi się już spać i było zimno..a ja w koszulce, rękawkach i krótkich spodenkach nieźle zmarzłem.
W niedzielę natomiast był plan pojechać na Rzeźnię, czyli wycieczkę organizowaną przez kolegę ściganta. Wyszło zupełnie inaczej. Przypadkiem na Bikestats wypatrzyłem informację o Nocnej Masie Krytycznej. Jako, że idea Mas Krytycznych bardzo mi nie podchodzi chciałem zobaczyć jak wygląda taka impreza w nocy - bez ruchu i nerwowych kierowców.
Ponieważ założyłem że tempo będzie lajtowe i pewnie co chwilę będziemy stawać (w czym niewiele się pomyliłem), zorganizowałem trochę wcześniej spotkanie z dwoma kolegami żeby pośmigać po lasku wolskim.
Tak więc o 22:00 ruszyliśmy w teren. Kiedy już się mniej więcej wyżyliśmy w terenie można było uderzyć na Masę. W sumie to byłem mile zaskoczony. Przyjechało dużo osób - mogłem z bliska poznać rowerzystów których na co dzień mijam jadąc rowerem lub samochodem.
Z początku gdy ruszyliśmy z Rynku czułem jak w nogach gotuje mi się krew. Trochę przyspieszyłem, a jak już w ogóle zobaczyłem że kolega na niebieskim ostrym ma na tyle siły żeby mocniej pocisnąć to obudziła się we mnie chęć ścigania. I tak się ścigaliśmy do Zoo.
Gdy wszyscy pokonali podjazd, ruszyliśmy spokojnie do Kopca Piłsudskiego. Oczywiście koniecznie trzeba było na niego wjechać - taka okazja nie zdarza się na codzień. Gdy skończyłem się zachwycać widokami z kopca, pożegnałem się ze wszystkimi i razem z kolegą wróciłem do domu. Chciało mi się już spać i było zimno..a ja w koszulce, rękawkach i krótkich spodenkach nieźle zmarzłem.